Forum POLSKIE FORUM FANÓW VITASA Strona Główna
Forum POLSKIE FORUM FANÓW VITASA Strona Główna Zaloguj Rejestracja FAQ Szukaj

Forum POLSKIE FORUM FANÓW VITASA Strona Główna » Opowiadania » "Nigdy nie mów nigdy" (Bagi)
Napisz nowy temat  Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
"Nigdy nie mów nigdy" (Bagi)
PostWysłany: Pią Sty 16, 2009 22:22 Odpowiedz z cytatem
Bagi
Dyrektorka opery ;)
Dyrektorka opery ;)
Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 4030
Skąd: Bytom




Miała już tego dosyć. Nic jej się nie układało. Tak, po prawie trzydziestu latach swojego życia stwierdziła, że to, co udało jej się osiągnąć nie ma najmniejszego znaczenia. Praca dająca satysfakcję, pieniądze… To wszystko nic. Bo była nieszczęśliwa. I tak wracała do pustego domu, gdzie tylko kot na nią czekał.. On jeden cieszył się zawsze, kiedy ją zobaczył. I tylko dla niego była całym światem. Chyba umarłaby gdyby nie on – kot, najlepszy przyjaciel. Tylko on znał jej wszystkie smutki. Tylko jemu opowiadała o wszystkim, bo on jeden słuchał, nigdy jej nie przerywał i jak mógł starał się ja pocieszyć. Zupełnie tak jakby rozumiał to wszystko, co sprawiało jej największy ból… Słodkim mruczeniem potrafił ukoić jej smutek, dzięki temu zasypiała. Gdyby tego zabrakło, pewnie wcale nie umiałaby spać. Życie dało jej popalić. A wszystko wydawało się być zupełnie inne. Kiedyś była niepoprawną optymistką, we wszystkim potrafiła znaleźć jasną stronę. Niestety tylko do czasu. Kiedyś… Nie cierpiała tego słowa. Kojarzyło jej się tylko i wyłącznie z przeszłością, która miała być równie wspaniała przyszłością. Kiedyś… Kiedyś miała być. Ale się nie udało. Dziwnym sposobem słowo „kiedyś” zupełnie przestało być odnośnikiem do przyszłości. Żadnego „kiedyś będzie lepiej” lub „kiedyś się ułoży”. Teraz było tylko: „KIEDYŚ byłam szczęśliwa, ale już NIGDY nie będę. Właśnie tak, obecnie istniało dla niej tylko słowo „nigdy”. Dziwiła się tylko, że w jej oczach mieści się aż tyle łez. Jak niewyczerpalne źródło. Co dzień odnawiało się na nowo, więc co dzień płakała. A rano jak gdyby nigdy nic wstawała i jechała do pracy. Tam nikt by się nawet nie domyślił, że cokolwiek może być nie tak. Owszem, była dobrą aktorką. Kto wie, może minęła się z powołaniem. Ciekawe, jak wyglądałoby jej życie według takiego scenariusza…

Któregoś dnia postanowiła, że dłużej nie wytrzyma takiej wegetacji… W pracy nie namyślała się długo, tylko z samego rana poszła do szefa i poprosiła o dwa tygodnie urlopu. Niezbyt był zadowolony, ale jakoś udało jej się go przekonać. No i stało się. Siedziała w samolocie i leciała do Hiszpanii. Zawsze o tym marzyła. Kiedyś nawet uczyła się hiszpańskiego, jednak jej umiejętności pozostawiały wiele do życzenia. Na dzień dzisiejszy pamiętała tylko jak się przedstawić i jak zamówić piwo. Zabawne, ale właściwie nic więcej nie było jej potrzebne.
Samolot wylądował o czasie. Wsiadła do taksówki i podała adres hotelu. Całe szczęście, że taksówkarz znał angielski, inaczej byłoby dość zabawnie gdyby poprosiła go po hiszpańsku o piwo. Pewnie byłby nieco zdziwiony takim niespodziewanym żądaniem. Jadąc przyglądała się otaczającemu ja krajobrazowi. Słońce świeciło jakby jaśniej niż w Polsce, a niebo było bardziej niebieskie. Wszystkie te uliczki, którymi jechali wyglądały jak z innej bajki. Białe domy, okiennice, wokół roześmiani ludzie. Zastanawiała się, czy czasem nie trafiła do raju. Tak, pomyślała, tutaj mogłaby być szczęśliwa. Ale po chwili wszystko wróciło. Ona? Szczęśliwa? To jakiś żart. Przecież ona już NIGDY nie będzie szczęśliwa.

Minął drugi dzień pobytu w Hiszpanii a ona nadal nie opuściła hotelowego pokoju. Dziwne, ale wcale nie miała ochoty stamtąd wychodzić. Aż w końcu chłopak z obsługi hotelowej dał jej do myślenia. A powiedział tylko jedno zdanie: „Proszę pani, szkoda żeby zmarnowała pani tak piękną pogodę siedząc cały czas w pokoju.” Potem oczywiście przepraszał, że miesza się w nie swoje sprawy i że nie powinien. Nie miała mu tego za złe. Wręcz przeciwnie. Można powiedzieć, że była mu wdzięczna za wyrwanie z tego marazmu. Przecież on ma rację, jeśli chciała siedzieć w pokoju, to równie dobrze mogła zostać w domu.

Ubrała się i wyszła na plażę. Wieczór już się zbliżał. Siedziała nad brzegiem morza czekając na zachód słońca. Jej pierwszy zachód słońca w Hiszpanii. Powinno być wspaniale, ale nie było. Słońce zaczęło zachodzić a ona płakała. Myślała o tym, że w jej życiu też zaczął się taki zachód. Tylko, że raczej wchodu to nie będzie...

_________________
Сложно реально, Давай виртуально, Интернеты...
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora MSN Messenger Nazwa Skype

Wysłany: Pią Sty 16, 2009 22:22
Reklama





PostWysłany: Pią Sty 16, 2009 23:28 Odpowiedz z cytatem
Bagi
Dyrektorka opery ;)
Dyrektorka opery ;)
Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 4030
Skąd: Bytom




Nawet nie wiedziała, że tak mocno się rozpłakała. Szlochała jak małe dziecko i zupełnie zapomniała o otaczającym ją świecie. Nie wiedziała też ile czasu tak siedziała, ale kiedy się ocknęła było już prawie zupełnie ciemno. Słońce całkiem zaszło, była noc. Przetarła zapuchnięte oczy i rozejrzała się. Kilka metrów dalej zobaczyła mężczyznę. Siedział zupełnie tak jak ona i nawet oczy wydawały się równie zapuchnięte. Nie bała się. Mimo, że ten człowiek był jej zupełnie obcy, to wydawał się jakby znajomy. Ale znajomy był tylko smutek, który bił od niego na odległość. Po chwili zauważył, że na niego patrzy…
- Przepraszam. – odezwał się – Nie chciałem pani przeszkadzać. Chciałem do pani podejść, kiedy zauważyłem, że pani płacze. Dlatego usiadłem niedaleko. Ale ten zachód słońca i pani płacz… Tak jakoś smutno się zrobiło, że nade mną też górę wzięły wspomnienia. Jeszcze raz przepraszam, pójdę już lepiej…
Wstał i poszedł w stronę hotelu. Dziwna sytuacja – pomyślała – i dziwny typek. Przecież nie odezwała się do niego ani słowem. On sam zaczął te tłumaczenia. I całe szczęście, że się nie odezwała. Bo niby co, miała u niego zamówić piwo? W końcu tylko tyle potrafiła. Ale moment, przecież ona zrozumiała, co do niej mówił. I to nie było po hiszpańsku. Ufff jakie szczęście, bo już myślała, że faktycznie całkiem z nią źle. Ale nie, nieznajomy mówił po angielsku. A to oznacza, że obcokrajowiec. Pewnie, tak jak i ona, jest tutaj na urlopie. Na tym zakończyła rozmyślania. Zebrała się i również ruszyła w stronę hotelu.

Obudziła się całkiem wyspana. Cholerka – zaklęła w myślach – znowu przespałam cały dzień. Wyciągnęła rękę po telefon, żeby sprawdzić, czy zdąży jeszcze na obiad w hotelowej restauracji. O dziwo była dopiero ósma rano. Wzięła szybki prysznic i zeszła na śniadanie. Ale nie była zbytnio głodna, więc zamówiła tylko sok pomarańczowy. To najlepsze, czym można rozpocząć dzień. Siedziała tak popijając sok i nie myśląc zupełnie o niczym, gdy nagle usłyszała męski głos:
- Przepraszam, mogę się przysiąść?
Podniosła wzrok i zobaczyła mężczyznę z plaży. Nie mogła się mylić. To był on. Te same zielone oczy. Ale moment, jakim cudem zapamiętała, że jego oczy są zielone, skoro wczoraj, kiedy go widziała było już ciemno? Musiało jej się tylko wydawać… Ale fakt faktem, że oczy miał piękne. Takiemu spojrzeniu nie mogła odmówić.
- Proszę. – powiedziała – Niech pan siada.
Zamówił sok pomarańczowy. Uśmiechnęła się pod nosem. Czyżby też miał ciężką noc, że nie ma ochoty na jedzenie? Ale nie, pomyliła się. Bo za chwilkę zamówił większe śniadanie. No tak, przecież to facet, jemu żadne rozterki nie przeszkodzą w posiłku.
- A pani tak tylko przy soczku? Przecież śniadanie to podstawa. – uśmiechnął się – To najważniejszy posiłek w ciągu dnia.
- Taaaak, moja mama też mi to zawsze mówiła. – odpowiedziała z uśmiechem – Ale jakoś nigdy nie mogła mnie do tego przekonać.
- To może w takim razie mnie się uda. Polecam rogaliki. Są naprawdę wyśmienite.
- Chyba jednak podziękuję.
- Powiedziała pani „chyba” a to dobry znak. Może jednak?
- No dobrze, skoro pan tak kusi, to dotrzymam panu towarzystwa i zjem.
- Świetnie. – Powiedział, po czym wstał i poszedł zamówić.
Jakiś czas jedli tak w milczeniu. W końcu przy jedzeniu się nie mówi. Po chwili mężczyzna odezwał się:
- Nie chciałbym być wścibski, ale czy coś się stało, że wczoraj tak pani płakała na plaży?
- Niee, nic się nie stało. I nie jest pan wścibski. To było nawet sympatyczne, że tak pan się tym wzruszył. Chociaż przyznaję, że było mi potem trochę głupio. Po prostu tak jakoś na mnie wpłynął ten zachód słońca, że się rozkleiłam. Zupełnie nie pomyślałam, że przecież ktoś może się tam pojawić.
- Jeszcze raz przepraszam, że tak panią zaskoczyłem wczoraj. Nie miałem takiego zamiaru.
- A może jednak byłoby prościej, gdybyśmy mówili sobie po imieniu? – zaproponowała zmieniając temat – Przyznaję, że dziwnie się czuję jak tak mówimy na „pan – pani”.
- Zgoda. – jego twarz znów rozpromienił uśmiech.
Stuknęli się szklankami z sokiem.
- Iwona.
- Vitalij.

_________________
Сложно реально, Давай виртуально, Интернеты...
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora MSN Messenger Nazwa Skype

PostWysłany: Sob Sty 17, 2009 00:11 Odpowiedz z cytatem
Bagi
Dyrektorka opery ;)
Dyrektorka opery ;)
Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 4030
Skąd: Bytom




Gawędzili tak sobie o wszystkim i o niczym, gdy nagle podszedł do nich kelner.
- Przepraszam państwa, ale zamykamy już restaurację, aby przygotować się do obiadu.
Zdziwieni spojrzeli na siebie, na kelnera i po chwili na zegarki. Minęło już południe. Czyżby tyle czasu tutaj siedzieli?
- No tak. – odezwał się Vitalij – Zaskakujące jak szybko czas ucieka w miłym towarzystwie.
- Racja, ale na mnie już pora. Dziękuję ci za wspólne śniadanie. Do zobaczenia. – To mówiąc wstała od stolika i poszła do pokoju.

Tak, dzisiaj idzie na plażę w ciągu dnia. Póki słońce jeszcze świeci. Nie będzie marnować urlopu na głupie rozmyślania o tym, czemu jej życie potoczyło się tak, a nie inaczej. To i tak niczego nie zmieni. Nie wiadomo, czy to przez słońce, czy coś innego, ale zaczął w nią wstępować dawny optymizm. Powoli, ale jednak. Założyła bikini, spakowała torbę plażową i wyszła się opalać. Nie może ciągle siedzieć w hotelu. Ale by się z niej śmiały przyjaciółki, gdyby po dwóch tygodniach w Hiszpanii wróciła tak samo blada jak przed wyjazdem. Już ona je zaskoczy piękną morską opalenizną.
Rozłożyła ręcznik, posmarowała się kremem z filtrem i położyła. I w tym błogim stanie zasnęła. Obudził ją dochodzący gdzieś z daleka głos:
- Iwona! Ty chyba zwariowałaś, żeby tak spać na słońcu! Chcesz się spalić na popiół?!
Otworzyła zaspane oczy. Zobaczyła Vtalika.
- A co ty tutaj robisz? Śledzisz mnie, czy co? – uśmiechnęła się.
- Niee, wyszedłem na popołudniowy spacer i zobaczyłem z daleka, że ktoś leży. Wracając po dwóch godzinach ten ktoś dalej leżał dokładnie w takiej samej pozycji. Podchodzę, patrzę a to ty się tak smażysz. Przecież zaraz zaczniesz skwierczeć! – roześmiał się.
- Co ty mówisz? Nigdy nie widziałeś opalającej się kobiety?
- Ojej widziałem, widziałem. Ale żeby tyle czasu?
- No ile niby? Chwilkę tylko przecież.
- Ładna mi chwilka. To niby od której tutaj leżysz?
- Dopiero niedawno przyszłam. Koło pierwszej.
- Tak, dopiero. Jest już piąta po południu!
- Która?! – krzyknęła zaskoczona – Piąta?! Niemożliwe!
- A jednak!
- Żartujesz sobie ze mnie!
- Nie. – jego głoś brzmiał zupełnie poważnie.
Czy to możliwe, żeby leżała tutaj tyle czasu? Usiadła. Sięgnęła po koszulkę, żeby się ubrać.
- Ajjjjjj! – syknęła zakładając ją.
- A widzisz, nie chciałaś wierzyć, a już się spaliłaś. Teraz będziesz cierpieć.
Spojrzała na swój brzuch i ręce. Faktycznie, była cała czerwona. No to pięknie zaczęła swoją przygodę z hiszpańskim słońcem. Tylko ona mogła być tak niepoważna i tak się załatwić. Teraz mogła zapomnieć o opalaniu przez kilka następnych dni.
- Ciekawe, czy można tu u nich dostać kefir… - szepnęła.
- Co mówisz?
- A nic, nic. Tak sobie tylko bzdurzę do siebie.
- Co robisz? – roześmiał się.
- Yyyy bzdurzę. – również zaczęła się śmiać – To takie moje częste powiedzonko. Mam talent do wymyślania nowych słówek. Możesz się zacząć do tego przyzwyczajać.
Wstała i zaczęła pakować swoje rzeczy. Ale gdy tylko zarzuciła torbę na ramię, od razu ja upuściła. Jej ramiona były chyba bardziej spalone niż myślała.
- Daj, pomogę ci. – powiedział Vitalij biorąc od niej jej rzeczy..
- Dzięki. – powiedziała zawstydzona. Tak, było jej strasznie wstyd. Co on sobie o niej teraz pomyśli? Dziwne, ale naprawdę ją to obchodziło. Ni chciała, aby miał o niej złe zdanie. A tym bardziej, żeby się z niej śmiał.
- Chodźmy. – powiedziała tylko. Szła ze spuszczoną głową aż do samego hotelu i nie odzywała się już ani słowem. Ale on też nie. No tak, teraz poniesie jej tylko torbę z grzeczności, ale już nie będzie chciał z nią więcej rozmawiać. Idiotka, jak mogła być tak nieodpowiedzialna. Zraziła do siebie jedyną osobę, którą tutaj poznała i z którą miło spędzała czas. Czyli jednak wszystko wraca do normy. Skazana jest już na samotność. Bez różnicy, czy to Polska, czy słoneczna Hiszpania. Samotność jest wszędzie tak samo dołująca…

_________________
Сложно реально, Давай виртуально, Интернеты...
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora MSN Messenger Nazwa Skype

PostWysłany: Sob Sty 17, 2009 16:35 Odpowiedz z cytatem
Bagi
Dyrektorka opery ;)
Dyrektorka opery ;)
Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 4030
Skąd: Bytom




Siedziała w restauracji jedząc kolację, kiedy go zobaczyła. Może jednak nie jest tutaj skazana na samotność – pomyślała widząc, że kieruje się w jej stronę. Naprawdę się z tego cieszyła. Bo i czemu nie miałoby jej się to podobać? Był przystojny, zabawny i świetnie spędzało się z nim czas. Czego można chcieć więcej podczas urlopu? Przecież dobre towarzystwo to i tak sporo jak dla niej. To miło, że znalazł się tutaj ktoś taki jak Vitalij.
- Cześć raczku. – powiedział z zawadiackim błyskiem w oku.
- Ha ha bardzo śmieszne. – odpowiedziała śmiejąc się – Cześć!
- I jak? Mocno piecze?
- Troszkę. Ale chyba przeżyję. Pieczenie to nic, gdyby tylko wszyscy tak dziwnie się na mnie nie patrzyli.
- Przesadzasz. Tylko ci się tak wydaje. Przecież tutaj nikt na to nie zwraca uwagi. Nie ty pierwsza i nie ostatnia się spaliłaś na słońcu. Wszyscy tutaj są pewnie do tego przyzwyczajeni.
- No może i masz rację.
- Na pewno mam!
- Ohoho jaki pewniak!
- Taka już moja natura. – zaśmiał się. – Co tam zajadasz dobrego? – zapytał siadając przy stoliku.
- Moje ulubione, smażone krewetki z sosikiem bakłażanowym.
- Mmmm brzmi zachęcająco. Mogę spróbować?
- Jasne. – umoczyła krewetkę w sosie i podała mu prosto do ust. Przytrzymał jej rękę. Niby nic takiego się nie działo a jednak przeszedł ja miły dreszczyk. Raaaany czy ona musi tak reagować na dotyk? No tak, w ogóle dawno żaden mężczyzna jej nie dotykał. I to w żaden sposób. Nic więc dziwnego, że tak ją to ruszyło. Przełknęła tylko ślinę modląc się, aby nic nie zauważył.
- Pyszne! Wiesz co dobre.
- To częstuj się. – przysunęła półmisek.
- Ale jak sam będę jadł, to nie wiem, czy będzie równie smaczne.
- Przecież nie będę cię karmić.
- Dlaczego nie? – zapytał najpoważniej jak umiał.
- Bo nie jesteś małym dzieckiem!
- To wyobraź sobie, że jestem!
- Dobrze już dobrze.. Niech ci będzie.
- A ja ci się jakoś później odwdzięczę.
- Niby jak?
- Nie mogę powiedzieć. To niespodzianka. – powiedział i puścił jej oczko.
- Ooo jaki tajemniczy!

- To co robimy? – zapytał Vitalik po kolacji. – Spacer, czy może masz ochotę na drinka?
- Hmmm..
- Przepraszam. – widział, że się waha – Nie powinienem się tak narzucać. Przecież wcale nie wiem, czy w ogóle masz ochotę spędzić ze mną wieczór. Pewnie masz jakieś inne plany. – wstał od stołu – Pójdę już.
- No co ty! Zaczekaj! Dokąd się wybierasz?
- Do pokoju, a gdzie?
- Nie idź! Źle odebrałeś moje milczenie. Ja się tyko zastanawiałam nad twoją propozycją. Wcale nie mam żadnych innych planów. Tak się składa, że jestem tutaj sama i nikt na mnie nie czeka. Bardzo chętnie spędzę ten wieczór z tobą.
- Świetnie! – aż się rozpromienił – Na mnie też nikt nie czeka.
- Właściwie to czemu jesteś tutaj sam? O ile oczywiście chcesz mi powiedzieć.
- To przecież żadna tajemnica. Zwyczajnie miałem już dosyć ciągłego robienia tego, czego się ode mnie oczekuje. Musiałem odpocząć i nabrać dystansu do swojego życia. Sam. Wyobraź sobie, że nigdy jeszcze nie wyjeżdżałem w pojedynkę.
- To zupełnie tak jak ja.
- Czyli co? Tobie też ciągle mówią, co masz robić?
- Nie całkiem tak, ale ja też chciałam się zdystansować. Życie zaczęło mnie przytłaczać.
- No ale czemu sama tu przyjechałaś? Co na to chłopak, mąż? – Przygasła, kiedy to powiedział. Mogłem się ugryźć w język – pomyślał.
- Przepraszam, nie chciałem się wtrącać.
- Daj spokój. Nic się nie stało. Tak się składa, że nie mam chłopaka, ani męża. Już nie mam..
- Rozumiem. Nie musisz mi o tym mówić.
- I nie mam takiego zamiaru. Jest wiele przyjemniejszych tematów do rozmów, niż opowiadanie moich historii miłosnych.
- Na przykład?
- Na przykład możesz mi opowiedzieć coś o sobie. Skąd jesteś? Czym się zajmujesz?
- Przyjechałem z Rosji. Mieszkam w Moskwie. Albo raczej powinienem powiedzieć, że tam mam dom. A mieszkam wszędzie i nigdzie. Cały czas jestem w trasie.
- W trasie? – zainteresowała się.
- Tak, koncertuję. Jestem piosenkarzem. Jestem znany jako Vitas.
- Wybacz, ale nigdy o tobie nie słyszałam.
- Nic nie szkodzi. W wielu krajach mnie nie znają. Dopiero zaczynam wchodzić na rynek europejski. Skąd przyjechałaś?
- Z Polski.
- Noo to muszę ci powiedzieć, że niedługo będę miał koncert w twoim kraju.
- Chciałabym usłyszeć jak śpiewasz…
- Jak będziesz grzeczna, to może ci coś później zaśpiewam.
- Ja zawsze jestem grzeczna! – zaśmiała się – Zaśpiewaj coś!
- Dobrze, ale nie tutaj. Chodźmy na spacer, ok?


Ostatnio zmieniony przez Bagi dnia Nie Sty 18, 2009 15:28, w całości zmieniany 1 raz

_________________
Сложно реально, Давай виртуально, Интернеты...
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora MSN Messenger Nazwa Skype

PostWysłany: Sob Sty 17, 2009 20:40 Odpowiedz z cytatem
Bagi
Dyrektorka opery ;)
Dyrektorka opery ;)
Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 4030
Skąd: Bytom




Poszli w stronę plaży. Idąc rozmawiali głównie o Vitasie. Ona poprosiła, a on opowiadał. Wolała nie mówić o sobie. A poza tym jego życie było o wiele ciekawsze. Ona nie miała o czym opowiadać.
Ach, jakie to wszystko fascynujące – myślała – zwiedzić tyle świata. Był już chyba wszędzie, no może poza Polską, ale jak powiedział, tam też niedługo będzie. Ciekawe jak to jest być tak sławną osobą. A ona co… Jej i tak nikt nie chciałby znać. Ona nie ma nic do zaoferowania ludziom. Zamyśliła się…
- Iwona!
- Słucham? - ocknęła się.
- No właśnie mam wątpliwości, czy słuchasz. Lepiej już skończę to gadanie, zanudzam cię.
- Niee, to nie tak. To ja przepraszam, zamyśliłam się nad tym, jakie to musi być cudowne prowadzić taki tryb życia jak ty.
- Taaak, tylko, że to wcale nie jest do końca takie fajne. Owszem, przyjemnie jest być ciągle adorowanym i uwielbianym. Ale to nie wszystko. Czasem chciałbym być ‘zwyczajnym’ człowiekiem, bez tego otaczającego mnie splendoru, bez rozkrzyczanych fanek, reporterów.. Jednak, gdy tylko wchodzę na scenę zapominam o tym. Nie potrafiłbym robić w życiu niczego innego. Kocham to, co robię. Muzyka jest całym moim światem. A koncerty są wspaniałe. I ci wszyscy cudowni ludzie, którzy razem ze mną śpiewają moje piosenki. Dla takich chwil warto żyć.
Przez chwilę szli w milczeniu, każde zajęte własnymi myślami.
- Usiądziemy? – zaproponował – Zaraz słońce zacznie zachodzić. Ale dzisiaj zachód nie będzie już taki smutny jak wczoraj. Obiecuję.
Siedzieli nad brzegiem i oglądali ten zjawiskowy zachód. A przecież słońce wszędzie zachodzi tak samo. A jednak zachód zawsze jest inny. No i jednak ma znaczenie gdzie i z kim się go ogląda. Przyjrzała mu się. Miał piękny profil. Nos nieco duży, ale jakiś taki słodki w całej tej swojej wielkości. Siła woli powstrzymała swoją rękę, która chciała dotknąć ten nos. Zupełnie jakby ręka była osobną istotą żyjącą własnym życiem. Opanowała się i odwróciła wzrok. Przymknęła oczy.
Spojrzał na nią. Wyglądała ślicznie, gdy zachodzące słońce oświetlało jej twarz. Zwrócił uwagę na niesamowicie długie rzęsy. Wcześniej też takie miała? Czy to tylko światło tak padało. Ale zauważył też coś jeszcze. Spod przymkniętych powiek popłynęła łza i potoczył się po jej policzku. Nie potrafił się oprzeć. Wyciągnął dłoń i delikatnie otarł słoną kroplę. Otwarła oczy i spojrzała zdziwiona. Zawstydziła się. No tak, jeszcze tylko tego brakuje, żeby się czerwieniła jak jakaś nastolatka. Nagle zaczęła się głośno śmiać. Nie mogła się pohamować.
- Nie wiedziałem, że mój dotyk powoduje takie ataki śmiechu. – powiedział nieco urażony.
A ona jak na komendę zaczęła się śmiać jeszcze bardziej.
- To nie tak! – nie mogła przestać i w dalszym ciągu zanosiła się od śmiechu – Przepraszam. To naprawdę było bardzo miłe. Tylko moja wyobraźnia przeszła tym razem samą siebie.
- To znaczy?
- Ech, no teraz ci muszę o tym opowiedzieć, żebyś nie pomyślał sobie, że jestem jakaś nienormalna. Ale trochę głupio mi się przyznać.
- No słucham, słucham. Zaciekawiłaś mnie.
- Ojj, bo kiedy mnie dotknąłeś, to poczułam, że się czerwienię. Zawstydziłam się. Ale po chwili pomyślałam, że co z tego, skoro i tak jestem ta niesamowicie czerwona po dzisiejszej przygodzie z opalaniem, że i tak nikt nie zauważyłby rumieńców. Bo czy ktoś kiedykolwiek widział rumieńce u raka?
- Ha ha no fakt, niczego takiego nie zauważyłem. Ale – spoważniał – skąd się wzięła ta łza? Dzisiaj miało nie być smutku.
- Nie wiem… To nie było zależne ode mnie. Jakoś tak samo wyszło. Ja po prostu nie mam się z czego cieszyć..
- Może z tego, że nie oglądamy tego zachodu w samotności? – podsunął.
Słońce już dawno zaszło, a oni wciąż siedzieli na plaży. Zrobiło się zupełnie cicho. Tylko morze szumiało. Fale delikatnie odbijały się od brzegu. Zadrżała..
- Zimno ci?
- Niee, nawet nie.. No może trochę..
- Nie mam żadnego swetra, żeby ci dać.. Nie pomyśleliśmy o tym idąc na spacer. Chodźmy już.
- Jeszcze nie, proszę. Jest tak przyjemnie. Posiedźmy jeszcze chwilkę.
- Dobrze, bo prawdę mówiąc też nie mam ochoty się stąd ruszać. Ale spróbuję cię jakoś ogrzać. – to mówiąc przysunął się bliżej i objął ją ramieniem. Wtuliła się w niego. Zamknęła oczy wdychając jego zapach. Cudowne uczucie – pomyślała – mogłabym tak siedzieć do samego rana. Czy to możliwe, że dopiero dzisiaj się spotkali? Miała wrażenie, że znają się od zawsze. Tak dobrze się rozumieli.
Z zamyślenia wyrwał ja jego głos. Ale nic nie mówił. On nucił. Cichutko śpiewał jakąś piosenkę po rosyjsku. Ależ miał głos. Taki czysty i delikatny. Nie rozumiała, o czym śpiewał, ale to musiało być o czymś pięknym. Poczuła jego dłoń na swoich włosach, delikatnie je gładził. Bała się poruszyć, żeby nie zepsuć tego błogiego nastroju. Nie chciała, aby przestał. Kiedykolwiek..
- Chciałabym, aby to trwało wiecznie. – pomyślała, kiedy przestał śpiewać.
- Ja też.
- Co ty też? – zapytała cicho.
- Też chciałbym, aby to trwało wiecznie..
Zaraz, zaraz. Czy ja to powiedziałam na głos? – zastanowiła się – Zwariowałam chyba. Spojrzała na niego. W jego oczach było tyle smutku, ale też i ciepła. Błyszczały mocniej niż gwiazdy odbijające się w morskiej wodzie. A on siedział i dalej głaskał jej włosy.
- Zapomnieliśmy o czymś jeszcze. – szepnął.
- O czym?
- Kiedy zaczęliśmy mówić sobie po imieniu.. To nie było do końca tak jak być powinno.
- Nie rozumiem..
- No, bo piliśmy sok zamiast czegoś mocniejszego, ale to jakoś można wybaczyć. Jednak powinno być później coś jeszcze…
Pocałował ją. Delikatnie, z niesamowitą czułością. Poddała się temu pocałunkowi bez zastanowienia. Tak bardzo za tym tęskniła. Nawet nie zdawała sobie sprawy, że aż tak. Przytulił ją jeszcze mocniej. Nie było jej już zimno. Wręcz przeciwnie, wydawało jej się, że jest strasznie gorąco. Wiedziała, że to przez jego dotyk. A chciała, żeby nie przestawał jej dotykać. On jednak przestał. Bał się posunąć dalej, mimo że bardzo tego pragnął. Obawiał się, że ją wystraszy, a to ostatnie, czego by chciał. Zaskoczona otwarła powoli oczy. Widział w nich to nieme pytanie. I zrozumiał, że ona się nie obawia. Widział, że pragnie go tak samo mocno jak on jej. Jednak się powstrzymał. Pocałował ja tylko w czubek nosa i spojrzał na morze. Tym ją zaskoczył. Uśmiechnęła się lekko, ale nic nie powiedziała. Siedzieli tak jeszcze jakiś czas, aż w końcu Vitalij szepnął jej do ucha:
- Chodźmy już. Jak będziesz chciała to przyjdziemy niedługo obejrzeć nawet i wchód słońca. Ale musimy się cieplej ubrać. Inaczej się rozchorujemy i tyle będzie z udanego urlopu.
- Zawsze jesteś taki rozsądny? – zpytała. Ale wiedziała, że ma rację. Tego by jeszcze brakowało, żeby się przeziębiła. Wtedy dopiero byłaby atrakcyjna, z katarem i chusteczkami.
Odprowadził ją pod drzwi pokoju.
- Dobranoc. – powiedział całując ją – Chociaż to będzie bardzo krótka noc, jeśli chcemy wybrać się na wschód słońca. Przyjdę po ciebie za trzy godzinki, dobrze?
- Dobrze. – odpowiedziała zamykając za sobą drzwi pokoju.


Ostatnio zmieniony przez Bagi dnia Sob Sty 17, 2009 21:49, w całości zmieniany 1 raz

_________________
Сложно реально, Давай виртуально, Интернеты...
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora MSN Messenger Nazwa Skype

PostWysłany: Sob Sty 17, 2009 20:53 Odpowiedz z cytatem
Bagi
Dyrektorka opery ;)
Dyrektorka opery ;)
Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 4030
Skąd: Bytom




Kolejnych kilka dni minęło niczym w bajce. Przez całe swoje dotychczasowe życie nie zaznała tyle romantyzmu. Bała się tylko, że obudzi się z tego snu. Nie chciała tego, ale wiedziała, że prędzej czy później się to wszystko skończy. Wróci do Polski i znów wszystko będzie szare jak dawniej. Lecz nie żałowała ani jednej chwili spędzonej z Vitalikiem. Nie było nawet krótkiego momentu, żeby nudzili się w swoim towarzystwie.

Tego dnia jak zwykle spotkali się wieczorem i poszli na plażę. Mieli tam już swoje ulubione miejsce. Mały, spokojny zakątek pośród wydm. Siadywali tam co dzień obserwując zachody słońca. Stało się to już ich wspólnym rytuałem. Zdawało im się, jakby bywało tak przez całe życie. Czas przestał mieć dla nich jakiekolwiek znaczenie. Jednak tym razem coś było inaczej niż zwykle. Vitas był nieobecny i bardzo milczący. Tylko przytulał ją mocniej.
- Co się dzieje? – zapytała zaniepokojona – Jesteś taki cichy…
- Wiem, bo jest mi smutno.
- Dlaczego? Przecież nie mieliśmy się smucić, pamiętasz? Taka była umowa. Żadnych rozterek, tylko przyjemności…
- Miałem dzisiaj telefon od mojego producenta. – znów zamilkł. Nie potrafiła tak czekać aż coś powie.
- I co? – ponagliła go – Nie trzymaj mnie w takiej niepewności, bo zaczynam się denerwować.
Pocałował ją. Kiedy na niego spojrzała, jego piękne zielone oczy były pełne łez. Widziała, że chce coś powiedzieć, ale nie potrafi. A jemu słowa więzły w gardle. Bał się jej powiedzieć, ale wiedział, że musi.
- Jutro rano wyjeżdżam…
- O czym ty mówisz? Przecież jeszcze zostało kilka dni do końca naszych urlopów.
- Niestety nie. Mój już się jutro kończy. A właściwie to dzisiaj. Muszę wracać do Rosji. Skomplikowały się moje plany koncertowe. Mam wystąpić za dwa dni w jakimś ważnym krajowym koncercie charytatywnym. Postaraj się to zrozumieć. Ja nie chcę wyjeżdżać, ale nie mam innego wyjścia.
- Nie, nie zgadzam się. To niemożliwe. Nie możesz mnie tutaj tak zostawić.
- Iwona proszę cię, nie mów tak. I tak jest mi wystarczająco źle. – widać było, że jest załamany – Co ty myślisz? Że ja tego chcę? Że sprawia mi radość to, że muszę wracać? To wiedz, że nie. Chciałbym tutaj z tobą zostać już na zawsze. Ten tydzień, to było siedem najpiękniejszych i najbardziej szczęśliwych dni w moim życiu. Dzięki tobie. Więc błagam, nie psujmy tego ostatniego wieczoru robiąc sobie wyrzuty i zastanawiając się, dlaczego musi być tak a nie inaczej.
- Masz rację, przepraszam. – przytuliła się do niego – Ja tylko nie chciałabym, aby się to tak nagle kończyło.
- Wiem… - wstał – Chodź.
- Dokąd?
- Chodź. – wziął ją za rękę i pociągnął za sobą.

Nawet nie wiedziała, kiedy znaleźli się w jego pokoju i kiedy pozbyli się ubrań. Jedyne, co pamiętała, to zmysłowy dotyk jego dłoni pieszczących jej ciało, jego usta na każdej części jej ciała. Czuła go każdym swoim mięśniem, każdą swoją cząstką. Myślała, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach lub snach. Przecież taka rozkosz nie może być prawdziwa. Tak, z pewnością jej się to wszystko śni. Rano obudzi się i to wszystko zniknie. Boże, błagam, nie pozwól mi się obudzić…
A jednak się obudziła. Otworzyła rozleniwione oczy. Było już jasno. Ale sen dalej trwał, bo Vitalij leżał obok niej obejmując ją ramieniem. Pocałowała jego nos, w końcu chciała to zrobić odkąd tylko go poznała.
- Mmmm… - zamruczał cicho – Dzień dobry raczku. – powiedział patrząc na nią.
- Hej, już nie jestem raczkiem! Jestem pięknie brązowa…
- Zawsze będziesz moim raczkiem! – przyciągnął ją do siebie i zaczął pieścić językiem jej szyję.
- Już ja ci dam raczka. – zaśmiała się i zniknęła pod kołdrą.
- Co ty tam mamroczesz? Bo nic cię nie słychać. Wyskakuj stamtąd!
- Nie mogę. – dotarło do jego uszu – Mam tu coś do załatwienia.
- Co takiego?
- Zaraz ci pokaże, do czego raki są zdolne.
- Tylko ostrożnie ze szczypcami!
- A co? Obawiasz się czegoś? - rozbawiona wystawiła głowę – Znasz taki wierszyk.. Idzie rak, nieborak… Jak ugryzie…
- To co?
- To będzie znak! – lekko ugryzła go w brzuch.
- Aaaa nie znałem! – śmiał się – Zostaw mnie raczku, bo jak ja ci pokaże taki znak, to zobaczysz!
- A może ja chcę zobaczyć?
- No to masz! – zaczął ją całować – I tu mały znak! – zaczął od ramienia – I tutaj też! – jedna pierś – I tutaj! – druga – I jeszcze tutaj! A nie, tu będzie kilka znaków! – tym razem on zniknął pod kołdrą.
Kochali się długo i namiętnie. Vitas jakby czytał w jej myślach i wiedział dokładnie, czego pragnie. Nie wiedziała, jak on to robił. Ale czy to ważne? Ważne było tylko to, że było im ze sobą wspaniale. Ale wiedzieli, że czas rozstania zbliża się nieubłaganie. Obydwoje bali się tej chwili.
- Musisz jechać? – spytała wtulona w jego ramiona.
- Iwona, proszę, nie zaczynaj znowu. Nie utrudniaj mi tego…

Nie odprowadzała go na lotnisko. Nie mogłaby tego znieść. Byłyby tylko niepotrzebne nikomu łzy. Rozstali się w hotelu..
- Żegnaj Vitaliku.. – powiedziała całując go.
- Nie mów ‘żegnaj’ raczku. Powiedz lepiej ‘do widzenia’.
- Do widzenia…
Zabrał bagaż i poszedł w stronę taksówki. Stała tak obserwując odjeżdżający samochód. Płakała.. Swój pobyt tutaj zaczęła od płaczu i teraz znowu płacze… Ile jeszcze tych łez? Gdzie one się mieszczą? Jej oczy powinny być już suche jak pustynia. A były jak to morze, nad którym spotkało ją ostatnio tyle szczęścia.

_________________
Сложно реально, Давай виртуально, Интернеты...
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora MSN Messenger Nazwa Skype

PostWysłany: Sob Sty 17, 2009 20:58 Odpowiedz z cytatem
Bagi
Dyrektorka opery ;)
Dyrektorka opery ;)
Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 4030
Skąd: Bytom




Hiszpania. Patrzyła na nią z okien samolotu wracając do kraju. Skróciła swój pobyt o kilka dni. Z jednej strony nie chciała wracać, ale z drugiej – nie mogła tam zostać. Wszystko przypominało jej Vitasa. I mimo, że to były cudownie przyjemne wspomnienia, to jednak sprawiały jej ból. A smutku miała wystarczająco dużo i w Polsce.

Miała jeszcze kilka dni do powrotu do pracy. Nikt nie wiedział, że wróciła wcześniej. Specjalnie nikomu nie powiedziała. Nie chciała żadnych pytań typu ‘dlaczego?’ i ‘ co się stało?’. Nie miała zamiaru się tłumaczyć. Ani tym bardziej opowiadać o Vitasie. To będzie tylko i wyłącznie jej sekret. Jej prywatne, słodkie wspomnienie. Nie zbeszcześci go opowiadając o tym nawet przyjaciółkom. W końcu aktorka była świetną. Nic nie da po sobie poznać. Tak właśnie postanowiła.

Życie wracało powoli do normy. Praca, dom, praca, dom. Standard. Jednak coś się zmieniło. Nie było dnia, kiedy by o nim nie myślała. Jak mogła starała się przestać, ale to było od niej silniejsze. Czasem zastanawiała się, czy może on też o niej myśli. Pewnie już zapomniał.. Początkowo chciała nawet pobuszować trochę w necie i znaleźć jakieś informacje o nim. Ale zrezygnowała. Nie mogła go zobaczyć nawet na zdjęciu. Ne zniosłaby tego. To byłoby zbyt bolesne. Po co niepotrzebnie się torturować.

Jak co wieczór siedziała przy komputerze. Nic ciekawego się nie działo. Włączyła radio. Matko kochana, co oni puszczają? Same dziwne dancowe kawałki. Przecież tego nie można słuchać. Już chciała przyciszyć odbiornik, kiedy usłyszała głos. Ten głos. Jego głos. Nie mogła się mylić. Serce by jej tak nie oszukało, a teraz waliło jej w piersiach jak szalone. To śpiewał Vitalij. Nie wiedziała o czym, ale piosenka była przecudna. Nagle się skończyła. Znów łzy ciekły jej po policzkach. Usłyszała w radio głos spikera:
- A dla tych wszystkich, którym się podobało, mamy niespodziankę. Vitas, który śpiewał dla was przed chwilą, udostępnił wam to nagranie. Znajdziecie je na naszej stronie internetowej. Ci, którzy nie znają rosyjskiego, znajdą tam również tekst pieśni w języku angielskim. To doprawdy niespotykane, żeby artysta tak robił. Widocznie ma w tym jakiś cel, jednak ani sam Vitas, ani jego producent nie chcieli zdradzić nam tej tajemnicy.

Jeszcze nigdy tak szybko nie pisała na klawiaturze. Ręce jej się trzęsły, kiedy wpisywała adres strony radia. Znalazła bez problemu. Po chwili ponownie słuchała jego głosu. Raz, drugi, trzeci… Nie mogła przestać. Otwarła plik z tekstem. Zaczęła czytać:


“I Thank You”

The shore where we met is somewhere distant
A boat is above the wave; in the boat we are together
My voice sounds resonantly and easily
And the mad surf sings with me

I thank you for each moment
I thank you for the taste of love
I thank you for the night color
I thank you for the dark and the light
And while my star is blazing
I thank you for the word “YES”
I thank you, my spring
I thank you for completely everything

The boat of our souls and our feelings
Keeps on going its way in the ocean of life
So that no one can overturn us
I want to sink in your eyes


Już wiedziała, dlaczego piosenka została udostępniona i z jakiego powodu tekst jest po angielsku. Śmiała się i płakała na przemian. Zwariowałam. – pomyślała. Czy to możliwe? Jednak serce nie mogło się mylić. Ta pieśń była dla niej. Nie mogło być inaczej.

- Informujemy też wszystkich, którzy jeszcze o tym nie wiedza, że koncert Vitasa odbędzie się już jutro w Krakowie. Chętnych zapraszamy do zakupu biletów. Wszystkie potrzebne informacje znajdziecie również na naszej stronie internetowej.

Sprawdziła. Jest! Bez namysłu zamówiła bilet. Musi tam pojechać i się z nim zobaczyć! Zerknęła na rozkład pociągów do Krakowa i poszła się pakować.


Ostatnio zmieniony przez Bagi dnia Sob Sty 17, 2009 21:55, w całości zmieniany 1 raz

_________________
Сложно реально, Давай виртуально, Интернеты...
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora MSN Messenger Nazwa Skype

PostWysłany: Sob Sty 17, 2009 21:06 Odpowiedz z cytatem
Bagi
Dyrektorka opery ;)
Dyrektorka opery ;)
Dołączył: 23 Lut 2008
Posty: 4030
Skąd: Bytom




Siedziała w jednym z ostatnich rzędów. No trudno, ale czego ona się spodziewała kupując bilet na dzień przed koncertem. Sala była pełna. To chyba cud, że w ogóle dostała ten bilet. Nie było chyba żadnego wolnego miejsca. I stało się. Zobaczyła go. Stał na scenie. Jakby nerwowo się rozglądał. Może jej szuka? Nie ma najmniejszych szans żeby ją tutaj dostrzegł. Chciała zerwać się z miejsca i pobiec do niego pod scenę krzycząc: ‘Tutaj jestem! Vitaliku zobacz! Jestem!’. Ale w tym momencie on zaczął śpiewać. Czysty głos popłyną z głośników. To była ‘jej’ piosenka. Śpiewał ją jako pierwszą. To musiało coś znaczyć. On z pewnością wie, że ona tutaj jest. W końcu śpiewa dla niej! Zamarła. To było niesamowite wrażenie. Zupełnie coś innego niż słuchając w domu. Nie, nie może już płakać. Rozmaże makijaż. Jak ona mu się potem pokaże?

Koncert trwał ponad dwie godziny. Wszystko było piękne i dopracowane do perfekcji. Ale i tak najpiękniejszy był Vitalij. Miał rację mówiąc, że kocha to, co robi. Było to widać. Tak, muzyka to całe jego życie – przypomniała sobie jego słowa. Takie emocje! Właściwie nawet nie znając języka można było się domyślić, czy śpiewa o czymś wesołym, czy smutnym. Czarował. Tak, to zdecydowanie dobre określenie. Był jak magik w cyrku. Publiczność zachowywała się dokładnie tak, jak chciał. To on miał kontrolę nad wszystkimi widzami. On był tutaj najważniejszy. Dla niej również. Tylko w inny sposób. Dla innych był artystą, dla którego śpiew jest całym światem. Dla niej całym światem był on. Teraz to wiedziała. Nie mogła tylko pojąć, dlaczego pozwoliła mu wtedy wyjechać. Przecież mogła coś zrobić. Choćby nawet pojechać razem z nim. Co by było, gdyby nie załączyła wczoraj radia? Przecież prawie nigdy tego nie robi. To musiało być przeznaczenie. Już nigdy nie będzie się śmiała, kiedy ktoś powie o przeznaczeniu. Od dzisiaj wierzy w nie całkowicie i bez zastrzeżeń.

Koncert się skończył. Ruszyła w stronę holu, gdzie Vitas miał rozdawać autografy. Był już tam całkiem spory tłum fanów. A raczej fanek.
- W życiu się tam nie dopcham. – mruknęła do siebie.
Ale była coraz bliżej i bliżej. Widziała go teraz całkiem dokładnie. Siedział przy stoliku podpisując zdjęcia. Zaledwie kilka metrów od niej. Był bardzo skupiony. Prawie wcale nie odrywał oczu od tego, co robił. Nadeszła jej kolej. Stała tuż przed nim. A on dalej pisał.
- Czy raki też dostają autografy? – spytała.
Długopis wypadł mu z ręki. Podniósł głowę i spojrzał jej prosto w oczy. Błyszczały tak samo, jak wtedy w Hiszpanii.
- Ale ja mam tylko czerwony długopis. Więc nie wiem, czy coś będzie widać. Chyba, że zostawię jakiś inny znak. – powiedział z łobuzerskim uśmiechem.
- Dobrze, tylko ostrożnie ze szczypcami.
Teraz śmiali się już obydwoje. Ochroniarz stojący obok patrzył na nich z nieukrywanym zdziwieniem.
- Andriej – odezwał się do niego Vitalik – Zaprowadź proszę tą panią do mojej garderoby i dopilnuj, żeby tam na mnie czekała. Iwona, poczekasz? – zwrócił się tym razem do niej – Ja zaraz tutaj skończę.
- Nawet gdym miała czekać sto lat! – powiedziała z uśmiechem i poszła za ochroniarzem.

Ile to jeszcze potrawa? – zastanawiała się. Czekam i czekam tu już tyle czasu. Spojrzała na zegarek. Zdziwiła się, że minęło dopiero kilka minut. Czy ten czas musi się tak wlec? Chyba się nie doczekam… Minęło kolejnych kilka chwil i drzwi do garderoby się otworzyły. Zobaczyła w nich Vitasa. Podszedł do niej i bez słowa pocałował. Przytuliła go mocno.
- Już nigdy nie pozwolę ci odjechać!
- Nie mam takiego zamiaru raczku! To, że wyjechałem wtedy bez ciebie było najgłupszą rzeczą, jaką kiedykolwiek zrobiłem. Nigdy nie popełnię już takiego błędu. - powiedział - Masz na to moje słowo. Gdybyś się tu dzisiaj nie pojawiła, to przeszukałbym całą Polskę, żeby cię znaleźć. Wiesz, że nigdy nawet nie powiedziałaś mi, w jakim mieście mieszkasz?
- Nie?
- No właśnie, że nie. Więc miałbym trochę kłopotów z poszukiwaniami.
- Na szczęście tu jestem. To przeznaczenie…

Tak, KIEDYŚ nie wiedziała, co to prawdziwa miłość. Teraz już wie. Wie też, że NIGDY nie była taka szczęśliwa jak obecnie i że już NIGDY nie ma zamiaru tego zmieniać. I to właśnie spowodował urlop w Hiszpanii – ‘nigdy’ nabrało zupełnie innego znaczenia, pozytywnego. W końcu była niepoprawną optymistką… Wink

KONIEC

_________________
Сложно реально, Давай виртуально, Интернеты...
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email Odwiedź stronę autora MSN Messenger Nazwa Skype

Wysłany: Sob Sty 17, 2009 21:06
Reklama





 Napisz nowy temat  Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi  
  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

POLSKIE FORUM FANÓW VITASA  

To forum działa w systemie phorum.pl
Masz pomysł na forum? Załóż forum za darmo!
Forum narusza regulamin? Powiadom nas o tym!
    Powered by Active24, phpBB © phpBB Group. Designed for Trushkin.net | Themes Database