Forum POLSKIE FORUM FANÓW VITASA Strona Główna
Forum POLSKIE FORUM FANÓW VITASA Strona Główna Zaloguj Rejestracja FAQ Szukaj

Forum POLSKIE FORUM FANÓW VITASA Strona Główna » Opowiadania » "Hotelowy galimatias" (LaVieMystique) Idź do strony 1, 2  Następny
Napisz nowy temat  Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
"Hotelowy galimatias" (LaVieMystique)
PostWysłany: Sob Maj 31, 2008 00:32 Odpowiedz z cytatem
LaVieMystique
Kierowniczka chóru ;)
Kierowniczka chóru ;)
Dołączył: 19 Lut 2008
Posty: 3895
Skąd: Białystok




I

Dzień był taki sobie. Nie żeby jakiś specjalny. Wstała rano, troszkę mało ogarnięta. Nie bardzo wiedziała gdzie jest. Sprawdziła, która jest godzina. Hmmm, południe. No to ładnie, ale w końcu odespała te wszystkie zarwane noce. Rozejrzała się wokoło i wreszcie dotarło do niej, że jest w hotelowym pokoju. Od razu wyrósł jej banan na ustach. Wyjazd do Polski zawsze poprawiał jej humor. Nawet, jeśli miał być służbowy, jak ten.

Wygramoliła się z pościeli i podeszła do okna. Zasłony były zaciągnięte, więc zaczęła się z nimi mocować, żeby ujrzeć choć trochę światła. Nie szło jej najlepiej. Zaklęła na swoje koślawe ręce. Znów spuchły po nocy. Szlag by to... Trudno, musiała poczekać. Przeszła więc do łazienki, w celu doprowadzenia się do porządku. Wlazła pod prysznic i, dalej ciesząc się jak dziecko na gwiazdkę, odkręciła kurek. Zaczęła śpiewać, jak to miała w zwyczaju. Nie żeby jej to jakoś specjalnie wychodziło, ale po prostu lubiła śpiewać.

Właśnie spłukiwała szampon z włosów, kiedy usłyszała walenie do drzwi. „Polska.” – pomyślała – „I ta jej brutalna obsługa”. Wkurzona, że musiała skrócić ulubioną czynność, czyli kąpiel, zaczęła się owijać ręcznikiem. Znów ktoś załomotał do drzwi.
- Idę, idę, po co ten pośpiech! - rzuciła szybko i ruszyła w stronę drzwi owijając włosy ręcznikiem i mrucząc pod nosem. „Pomyślałby kto, że jak Mariot, to już spokój ma być, ale nie, oczywiście wszędzie muszą znaleźć się tacy, co im spokój nie pasuje. Cholerna obsługa...” – w odpowiedzi na kolejne walenie do drzwi, złapała za klamkę i mocno pociągnęła do siebie.
- O co znowu chodzi?! Myślałam... – nie dokończyła, bo akurat wwalił jej się do pokoju jakiś byczek o ogolonej głowie, który najwyraźniej opierał się o drzwi. Spojrzała na niego zdumiona...
- Co żeś tak długo wyprawiał?! Ciężko Ci drzwi otworzyć? – rzucił po rosyjsku byczek, zanim jeszcze na nią spojrzał.
- Tak na dobrą sprawę, to wyjście spod prysznica zajmuje sporo czasu, zwłaszcza, kiedy jest się kobietą. – odparła mu z lekkim uśmieszkiem na twarzy, gładko przechodząc na rosyjski. Dopiero wtedy na nią spojrzał. Oczy mu się rozszerzyły i zabłysły jak pięciozłotówki.
- Eee, przepraszam, co pani tutaj robi? – zapytał zdziwiony.
- Szczerze mówiąc, to ja powinnam zadać to pytanie panu, ale skoro już padło... Mieszkam tutaj, chwilowo. – podziękowała w myślach Bogu za zeszłoroczny przyspieszony kurs rosyjskiego.
- A przepraszam, co to jest za pokój?
- Hmmm, mój. – rzuciła wyzywającym tonem.
- No tak, ale mi chodzi o numer. – byczek najwyraźniej przestał czuć się pewnie.
- 18, a czemu pan pyta?
- Cholera, pomyliłem pokoje – rzucił szybko, bardziej do siebie, niż do niej. – Przepraszam, chciałem obudzić kolegę i najwyraźniej pomyliłem numery... – teraz już zwrócił się bezpośrednio do niej.
- Rozumiem. Więc to oznacza, że pan już wychodzi, a ja mogę wrócić do swoich spraw?
- Tak, oczywiście, przepraszam.
- Nie ma sprawy, do widzenia.
- Do widzenia – odpowiedział i wyszedł.

Zamknęła za nim drzwi, ale nie mogła powstrzymać się od uśmiechu. „No tak, przecież bardzo łatwo pomylić pokoje, kiedy są tylko dwa na piętrze...” – pomyślała. Ruszyła w stronę łazienki, żeby wrócić pod prysznic, ale zrezygnowała w pół kroku. „Eee, już i tak nie będzie tak przyjemnie jak było”. Podeszła więc do walizki. Oczywiście musiała ją zostawić na środku pokoju i z bielizną na wierzchu, bo jakżeby inaczej. Postanowiła następnym razem nie dać się tak łatwo zwieźć zmęczeniu i nie wywalać wszystkiego na chybił trafił, żeby dotrzeć jakimś cudem do piżamy.

II

O 14.00 miała spotkanie służbowe. Zatem musiała się streszczać. Z dawnych lat pozostało jej przyzwyczajenie do spóźniania się, więc wolała zawsze wyjść sporo wcześniej, żeby później nie lecieć na łeb na szyję. O 13.00 była już zwarta i gotowa. Czarne atłasowe spodnie doskonale podkreślały jej zgrabny tyłek. A turkusowa bluzka z dekoltem wyciętym w „V” odsłaniała całkiem niezły dekolt. Jeszcze tylko umalować usta i mogła iść podbijać świat.

Dziarskim krokiem ruszyła w stronę drzwi. Otworzyła je i nie patrząc pod nogi postąpiła naprzód. Niestety, nie zaszła daleko. Coś zatarasowało jej drogę. A dokładniej nie coś, lecz ktoś. Koleś z gazetą i kluczem w ręku. Wpadła na niego i aż się odbiła, wracając do pokoju.
- Halo, co pan robi? Gdzie z tym kluczem? – zawołała szybko. Mężczyzna oderwał się od gazety i spojrzał na nią. Chwilę patrzył bez słów.
- Oczy to ja mam troszeczkę wyżej mości panie. – zdawał się nie bardzo rozumieć co do niego mówi, ale podniósł wzrok i spojrzał jej w oczy.
- No co jest, nie rozumiesz po polsku?
- Właściwie, to tylko trochę.
- To po jakiemu mam z Tobą rozmawiać?
- Po rosyjsku jeśli można. – Uśmiechnął się. A ona zamarła. „Mrr, co za uśmiech, ciasteczko...” – pomyślała. Ale odpowiedziała mu już po rosyjsku – O co chodzi? I dlaczego pan próbuje wtargnąć do mojego pokoju?
- Jak to do pani pokoju?! To mój pokój! I co pani w nim robi?!
- Eee, no tak, pan spod 18a jest?
- Mhm.
- No właśnie, a to 18 jest, bez „a”. – uświadomiła go. Spojrzał na drzwi i skinął głową.
- Faktycznie, przepraszam. – Zrobił się czerwony jak burak i czmychnął szybko do następnych drzwi.

A ona, biedna, pozostała sama na placu boju. Nie zraziło jej to. Spojrzała na zegarek. Przez tego gamonia straciła 15 minut. „No, to tymczasem, borem, lasem.” – wymruczała i prawie biegiem puściła się do windy. Cud, że sobie nóg nie połamała.

III

Wróciła do pokoju około 16. Uśmiech nie schodził jej z twarzy. Bo i po co? W końcu przyszła się tylko przebrać, poprawić makijaż i uderzała w tan z dziewczynami. Przyjechały specjalnie z jej rodzinnego miasta. Już się śmiała jak szczerbaty do sucharów, kiedy myślała o tym, co będą robić. Spotykały się pod Pałacem Kultury, tam miały postanowić co dalej.

Nakładała właśnie czerwone doskonale dopasowane spodnie, kiedy usłyszała pukanie do drzwi. „Nie no, zabiję się, jak to znów któryś z tych pacanów..” – pomyślała i podeszła do drzwi. Otworzyła i odetchnęła z ulgą. Obsługa hotelowa.
- Coś się stało? – zapytała.
- Nie, nic specjalnego. Mam tylko przekazać pani to. – podał jej butelkę szampana, z doczepioną karteczką.
- Dziękuję – rzuciła. Dała bojowi napiwek i zamknęła drzwi. „Hmm, przyda się na później.” – pomyślała. Nie przeczytała kartki, nie miała czasu. Szybko zrzuciła z siebie turkusową koszulkę i narzuciła czarny top, a na to błękitną bokserkę. Do tego jeszcze niebieski pasek. Włożyła czarne buciki i popędziła na spotkanie.

Po drodze do windy nie napotkała żadnych przeszkód. Niestety, na dole wbiegła wprost na sąsiada.
- Ups, przepraszam. – powiedziała z niewinną miną.
- Nie szkodzi, o to znowu pani. – powiedział z delikatnym uśmieszkiem.
- Ano ja. I nie pani, tylko Gosia. – uśmiechnęła się szeroko, wyciągając do niego dłoń.
- Vitalij – odpowiedział mężczyzna, ściskając dłoń dziewczyny i uśmiechając się szelmowsko.
- Miło mi pana poznać, ale muszę już lecieć. Śpieszę się! – rzuciła jeszcze na odchodne. I wybiegła na ulicę.

„Mmm, jaki tyłeczek. Całkiem niezła z niej sztuka...” – pomyślał Vitas i ruszył do windy. „Niech to...!” - zaklął pod nosem. Niestety winda mu uciekła...


Ostatnio zmieniony przez LaVieMystique dnia Sob Maj 31, 2008 00:45, w całości zmieniany 1 raz
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email MSN Messenger Nazwa Skype

Wysłany: Sob Maj 31, 2008 00:32
Reklama





PostWysłany: Sob Maj 31, 2008 23:07 Odpowiedz z cytatem
LaVieMystique
Kierowniczka chóru ;)
Kierowniczka chóru ;)
Dołączył: 19 Lut 2008
Posty: 3895
Skąd: Białystok




IV

Tuż za drzwiami zwolniła. W sumie, to nie musiała się spieszyć, przecież Pałac Kultury był po drugiej stroni ulicy, prawie. A dziewczyny przywykły do jej spóźnialstwa. Pewnie jeszcze ich nie ma. Szła sobie spokojnym krokiem, nie zwracając większej uwagi na otoczenie. Na chwilę oderwała wzrok od ziemi i spojrzała w górę, na billboardzie zobaczyła znajomą twarz, a raczej same oczy. Nie potrafiła sobie przypomnieć skąd je zna, ale cóż, skleroza nie boli. Szła dalej wgapiając się w plakat i próbując sobie coś przypomnieć, kiedy na kogoś wpadła.
- O! Przepraszam, zagapiłam się. – powiedziała lekko zmieszana.
- Nie ma sprawy, jesteśmy kwita. – odpowiedział obcy. Spojrzała na niego i na jej twarzy wykwitł uśmiech.
- Aaa, pan budzik. No prawie kwita. Zdeptanie cię na ulicy to nie wtargnięcie do twojego pokoju. – spojrzała zadziornie na byczka.
- No niby tak. Nie wybaczy mi pani tego?
- Znów ta pani. Co ja, sto lat mam, że wszyscy tak do mnie mówią? Gośka jestem. – wyciągnęła rękę.
- Przepraszam, myślałem, że w Polsce się tak zawsze mówi. Andriej. – uścisnął lekko jej dłoń.
- Tak, ale nie do mnie. I co ty tą rękę ściskasz, jakby jakaś oślizła była? Boisz się, że cię zjem? No dalej, koleś, bądź mężczyzną. – wsiadła na niego. Niewiele myśląc, Andriej uścisnął jej rękę porządnie. Tym razem aż zabolało.
– Tak lepiej?
- Oho, do serca sobie wziąłeś moją uwagę.
- Ot, niezdecydowana.
- Dobra, spokojnie. Wybaczam.
- Ale co? – zapytał oszołomiony Andriej.
- Wszystko, muszę lecieć, znów jestem spóźniona. Trzymaj się, nie puszczaj się! – rzuciła mu szybko i pobiegła do podziemnego przejścia.

Biedny chłopak stał w miejscu jeszcze dłuższą chwilę, lekko oszołomiony. „Trzymaj się, nie puszczaj się. Cholera, o co chodziło?” – zastanawiał się. Dopiero po chwili zrozumiał i zaniósł się gromkim śmiechem. Wciąż się śmiejąc, ruszył w stronę hotelu.

V

Pędziła podziemnym przejściem, jakby ją goniło stado rottweilerów. Ciągle zerkała na zegarek. Klęła pod nosem na swoje kulawe szczęście. Że też zawsze musi ją coś zatrzymać. Nie miałaby nic przeciwko takim pogawędkom, ale gdyby miała więcej czasu. A teraz musiała przeciskać się biegiem między ludźmi, którzy patrzyli na nią jak na wariatkę. Było jej gorąco i zaczynała się pocić. Wkurzyła się, że zaraz włosy się jej pokręcą, a tak dokładnie je wyprostowała. Zwolniła kroku i teraz tylko szła, szybkim marszem. Już widziała wyjście, a zaraz obok niego cel.

Wyszła na powierzchnię i spokojnie poszła w kierunku kinoteki. Tam czekały już na nią dziewczyny i nie tylko. Był też jeden z chłopaków z paczki. Pomachała im ręką, dyskretnie sprawdzając, czy nie ma pod pachami plam od potu. Na szczęście nic nie było widać. Podeszła więc do przyjaciół dziarskim krokiem.
- Czołem! Witam w prawdziwym świecie, księżniczki! I książę. – zawołała na powitanie.
- O! Jakie to słodkie! Cześć! – odpowiedziała jej Agata.
- Siemano, księżniczko! – rzucił Maciek.
- Błenos dijas senjorita! – Ewka i Gabi rzuciły się jej na szyję. Reszta zrobiła to samo i stali tak w zwartym uścisku dobre dwie minuty.
- Chcecie mnie udusić? – dotarło do ich uszu przyduszone zapytanie Gośki. Rozluźnili więc więzy i zaczęli rozmawiać.

Usiedli na ławce przy choinkach i wymieniali się nowinkami, spostrzeżeniami i najnowszymi plotkami. Żadne z nich nie było w stanie się uciszyć. Aż cud, że nikt ich nie zgarnął za wytwarzane decybele. W końcu Gośka przerwała tą kaskadę słów.
- No dobrze, moja zwarta grupo pod wezwaniem, gdzie się udajemy?
- Jakbyśmy byli w domu, to bym powiedział, że jak zwykle, do Piwnicy, ale zonk.
- Hej! Mam pomysł! Chodźmy do hard rock cafe! Blisko i dobry klimat. – zabłysnęła Ewka.
- Dla mnie bomba! – rzuciła Gośka.
- To idziemy! – rzucił Maciek. Ruszyli w stronę Złotych tarasów i znów zaczęli sobie opowiadać coraz to nowe historie.

W knajpce szybko znaleźli wolne miejsce. Usiedli, zamówili sobie po piwie i zaczęli wspominać dawne czasy, przeplatając wspomnienia nowymi pomysłami. W czasie rozmowy zamawiali kolejne piwa. Przy trzecim barman powiedział im, że niedługo zamykają, więc powinni się streszczać
- Dobrze, że nie kazał nam być ciszej, bo ludzie wychodzą! Pamiętacie jak kręciliśmy czołówkę na płytkę ze studniówką? – zapytała Gabi.
- Taaa, za drugim razem tylko powiedziała, że jak się nie zamkniemy, to nas wypieprzą... – zauważyła Agata.
-Fakt. – podsumowała Gośka. – A pamiętacie, jak... - i znów zaczęły się śmiechy.

Kiedy piwo się skończyło, wyszli na zewnątrz. Stojąc na chodniku, troszkę marźli, ale humor im dopisywał, więc zastanawiali się co dalej.
- Szkoda się teraz tak rozstawać. – powiedziała Ewka.
- Żal, ale mam pomysł! – rzuciła Gośka.
- Dawaj. – wtrącił się Maciek.
- Idziemy do mnie do hotelu. Zrobimy „domówkę” jak za starych dobrych czasów!
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email MSN Messenger Nazwa Skype

PostWysłany: Pon Cze 02, 2008 00:11 Odpowiedz z cytatem
LaVieMystique
Kierowniczka chóru ;)
Kierowniczka chóru ;)
Dołączył: 19 Lut 2008
Posty: 3895
Skąd: Białystok




VI

Vitalij siedział w fotelu, czytał gazetę. Próbował choć troszkę ochłonąć po koncercie w Sali Kongresowej. „Boże, co za ludzie z tych Polaków, rzucili się po autografy, jakby w życiu artysty nie widzieli...”. Fakt, że Andriej ledwo powstrzymywał tłoczący się pod garderobą tłum troszkę go zaniepokoił. Ale aż miło mu się robiło, kiedy wspominał atmosferę na koncercie. W życiu nie widział, żeby cała sala tak równo śpiewała z nim piosenki, a ludzie tak żywo odczuwali przekazywane emocje. No i „Komarowo”... Te dziewczyny, które same wstały i zaczęły śpiewać, były boskie. A prezent od nich był unikatowy. W życiu nie dostał jeszcze tylu dobroci, zebranych w jednym miejscu. Spojrzał w kąt pokoju, gdzie stał wielki kosz, wypełniony różnościami. Od maskotki Koziołka Matołka, przez koszulkę z fantastycznym nadrukiem, po ciasta, ciasteczka, a nawet potrawy, przygotowane zapewne własnoręcznie.

Kiedy tak siedział i myślał, ktoś zaczął walić do drzwi jego pokoju. „To pewnie Andriej” – pomyślał i ruszył w stronę drzwi. Otworzył i aż go zatkało. W drzwiach stała jakaś dziewczyna, lekko podchmielona, z butelką w ręku. Nie mógł dojrzeć nalepki, ale płyn był lekko zielonkawy, więc pewnie była to żubrówka.
- Nooo, szarlotka przyszła! – powiedziała z uśmiechem dziewczyna, patrząc na butelkę.
- Szarlotka? Gdzie? Ja tu tylko Ciebie widzę. Chyba, że masz tak na imię... – zażartował Vitas.
- Wolne żarty. Miałam iść po żubrówkę do sklepu, no i już jestem. Gdzie reszta?
- Jaka reszta? Nie mam przy sobie pieniędzy. – Vitalik wpadał w coraz lepszy nastrój. Dziewczyna przyjrzała mu się badawczo. Na chwilę jej twarz zmroziło coś w rodzaju skurczu. Ale zaraz oczy jej się rozszerzyły, a szczęka opadła.
- O cholera... Vitalij... Cie grom...- ledwo wypowiadała słowa – W morde jeża. Przepraszam, pomyliłam pokoje! Przepraszam! – wydukała szybko i uciekła za róg korytarza.

Zamknął za nią drzwi i wrócił do udawania, że czyta. Udawania, bo tak naprawdę zastanawiał się nad zaistniałą sytuacją. Najpierw słyszał jakieś dziwne hałasy na korytarzu. Później co raz trzaskały drzwi. Teraz to. „Co będzie dalej?” – zastanawiał się. Rozważania przerwał mu dzwonek telefonu. Dzwonił Pudovkin.
- Halo, co jest Siergiej?
- Cześć Vitas, słuchaj. Okazało się, że musimy tu zostać troszkę dłużej, bo wywiad z jutra masz przełożony na pojutrze.
- Dlaczego?
- Nie wiem, coś im wyskoczyło. Jakiś mecz na żywo, albo wywiad, nie pamiętam dokładnie. Prawdę mówiąc nie mówili mi, co im wyskoczyło, tylko dosłyszałem.
- Aa, czyli jutro mam wolne?
- Dokładnie.
- Super, może troszkę pozwiedzam.- Z miłą sąsiadeczką... (dodał w myślach) – Dzięki Sergiej.
- Nie ma sprawy. Baw się dobrze, tylko nie szalej za bardzo.
- Nic nie obiecuję. Cześć!
- Cześć!

Odłożył telefon. Spojrzał na zegarek, było koło 23. Nie wypadało iść i pukać do sąsiednich drzwi. Troszkę za późno. Ale z drugiej strony, chyba trwała tam jakaś impreza...

VII

Starali się cicho przejść przez korytarz, w obawie przed obudzeniem sąsiada Gośki. Niestety, nie bardzo im to wychodziło. Podobnie jak w holu, kiedy portier się na nich dziwnie patrzył, a Maciejka zapytał na co się gapi i czy ludzi dawno nie widział. Z drugiej strony, rzadko się widzi ludzi z reklamówkami zapakowanymi piwami, sokiem jabłkowym i cynamonem. Stali już pod drzwiami pokoju, śmiejąc się „bezgłośnie”, Gośka otwierała drzwi, a Agata przyjrzała się zawartości reklamówek.
- Eee, Hjuston, mamy problem... – powiedziała.
- Jaki znowu problem? – zapytała Ewka.
- Ano taki, że pierwszy raz w życiu zapomnieliśmy zakupić głównego składnika do szarlotki...
- Nie gadaj! Musi tu gdzieś być! – Ewka zaczęła przeszukiwać pakunki.
- No nie ma!
- O fak... Kto idzie znów do sklepu? – zapytała Gośka, zapalając światło w pokoju.
- Ja tam nie wrócę, - powiedział Maciek – wystarczy, że pani się ode mnie odsuwała i patrzyła na mnie tak, jakbym miał 45 wymierzoną prosto w jej oczy.
- Gabiiii... – powiedzieli chóralnie.
- Dlaczego zawsze ja? – zapytała Gabrysia.
- Bo jesteś najbardziej reprezentatywna – podbudowała ją Ewa.
- Dziady... – rzuciła Gabi na odchodne i ruszyła do windy.

Weszli do środka. Gośka ruszyła w stronę małej lodóweczki, żeby schować piwo. Reszta rozglądała się po pokoju.
- Kobieto, ile Ty zarabiasz? – zapytał Maciej.
- Wcale nie tak dużo, średnia krajowa. A apartament wynajęła mi firma. Mam tylko nie urządzać tu imprez.
- Co? Przecież polecisz na zbity pysk, jak się dowiedzą! – przejęła się Ewka.
- Żartowałam, gamonie!
- Ze średnią krajową, czy z zakazem imprez? – zaciekawiła się Agata.
- Z obydwiema rzeczami. Jestem królową Monako, a ten hotel należy do mnie. – Gośka wpadła w dobry nastrój.
- Ok, wraca ironia, zaczekaj z nią na Gabi. – rzucił szybko Maciek.

Rozsiedli się na podłodze, przed telewizorem. Postanowili z rozpoczęciem imprezy zaczekać na Gabrysię. Zamówili tylko pizzę, żeby mieć co jeść w trakcie imprezy i nad ranem. Oglądali właśnie jakiś program na discovery, kiedy zadzwonił telefon Gośki.
- Tak, słucham?
- Te, Gocha, który jest twój pokój?
- 18, a czemu pytasz? I czemu Cię jeszcze tu nie ma? Pokoje pomyliłaś, czy jak?
- Ano właśnie pomyliłam! Cholera, nawiedziłam tego twojego Vitalija! Ale wstyd. Żebyś widziała jego minę! Dowciapny, psia mać, myślałam, że się tam pod ziemię zapadnę!
- Spokojnie, gdzie jesteś?
- Jadę windą na górę.
- Ok, to ja otworzę drzwi i będziesz mogła przybiec, jeśli to Cię pociesza.
- Dzięki, ale nie jestem sprinterką. Przyjdę normalnie, ale drzwi zostaw otwarte.
- Spoko, zaznaczę Ci drogę okruszkami.
- O, patrzę, żarcik się wyostrzył... Pa!
- Pa!

Gośka bez słowa odłożyła telefon i otworzyła lekko drzwi. Reszta patrzyła na tą scenę z lekkim rozbawieniem.
- Pomyliła pokoje? – zapytała Ewa.
- W rzeczy samej. – odparła Gosia. Po chwili w drzwiach pojawiła się Gabi z butelką w ręku.
- Cześć wędrowniczku! – powitał ją Maciek.
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email MSN Messenger Nazwa Skype

PostWysłany: Pon Cze 02, 2008 23:40 Odpowiedz z cytatem
LaVieMystique
Kierowniczka chóru ;)
Kierowniczka chóru ;)
Dołączył: 19 Lut 2008
Posty: 3895
Skąd: Białystok




VIII

Pół godziny po niespodziewanej wizycie „Szarlotki” do drzwi ponownie ktoś zapukał. Ten ktoś miał szczęście, że Vitas jeszcze nie położył się spać. Łaził w zadumie po całym pokoju. Zastanawiał się czy wypada iść teraz do sąsiadki. Później dochodził do wniosku, że lepiej zrobić to rano. Ale znów za chwilę nie mógł się oprzeć pokusie nawiedzenia sąsiadeczki. Teraz ruszył do drzwi. Otworzył...
- Pizza! – zawołał jakiś pan w okularach.
- Ee, jaka pizza?
- No pizza, ktoś zamawiał pizzę. Numer 18.
- A, no tak, to jest 18a. Numer 18 jest tam – wskazał palcem.
- A, przepraszam, że przeszkodziłem. – już się odwracał, kiedy Vitalik go powstrzymał.
- Proszę zaczekać. Może mi pan pomóc?
- Zależy, w czym...
- Chodzi o uknucie małej intrygi... – Vitas zaczął tłumaczyć przybyszowi co mu po głowie chodzi. Tamten się zgodził. Wyszli razem z pokoju.

IX

- Na pewno nie chcesz drineczka? – zapytała Ewka.
- Nie, dzięki. Od pamiętnego biwaku przed wyjazdem z Polski, nie dotknęłam wódki i nie mam zamiaru. – zwierzyła się Gosia.
- E, pieniądze to nie wszystko, ale skoro tak, to chyba musimy Ci uzupełnić zapas – powiedział Maciek, zaglądając do lodówki.
- Damy radę, kto ma dać, jak nie my! – krzyknęła.
- A ta pizza to jedzie, czy nie do końca, głodna już jestem...- skarżyła się Agata.

Imreza kręciła się w najlepsze. Pół flaszki już poszło po ludziach. Szarlotka wchodziła dobrze, jak nigdy. W końcu Gabi przez te kilka lat wyrobiła sobie rękę do akurat tych drinków. Ale wszystkim brakowało dobrego jedzenia. Pizza była najlepsza w takich momentach. I jak na zawołanie, usłyszeli pukanie do drzwi.
- Pizza! – krzyknęli razem. Gośka wzięła pieniądze i pobiegła otworzyć drzwi. Reszta załogi została na podłodze.
- To ile jesteśmy panu winni? – zapytała jeszcze nie otworzywszy do końca drzwi.
- Jeden spacer po stolicy. - odpowiedział nieznajomy. A właściwie to znajomy. Zauważyła to, kiedy otworzyła drzwi na oścież.
- Ooo! Vitalij! Witam, witam i o zdrówko pytam. Obudziliśmy, czy na imprezkę?
- Nie spałem, ale na imprezkę też nie przybyłem. Za to pizzę przyniosłem.
- Właśnie widzę, komu mam zapłacić? Tobie, czy temu człowieczkowi, co się za tobą chowa?
- Chyba już nikomu. Ten pan się tylko upewnia, czy sam nie pochłonę 5 pizz.
- Myślę, że już się upewnił, bo sobie idzie. – powiedziała wyglądając zza drzwi. – Zapraszam w nasze skromne progi. A raczej nie nasze, lecz hotelowe, tymczasowo przywłaszczone.
- Nie dziękuję, ja tylko chciałem o coś zapytać.
- Nie ma, że boli, jak już się zapuka, to trzeba zaczekać na odzew. Odzewem jest zaproszenie. Robisz jutro coś konkretnego?
- Właściwie, to myślałem, że jeśli będziesz miała czas, to pokażesz mi trochę Warszawy.
- O! To znaczy, że nic konkretnego. A wycieczkę zaczniemy od mojego pokoju i szklanki z szarlotką!
- Szarlotką mówisz... Ok, piszę się na to! Wszedł do pokoju, rozglądając się z lekką nutką niepewności, acz dość pewnie. Przywitał się ze wszystkimi.

X

- Cześć, Vitas. – podawał każdemu po kolei rękę. Usłyszał po kolei odpowiedzi: Agata, Ewa, Maciek.
- Zaczekaj, zaraz przyjdzie Gabi, poszła do toalety. Ale z nią to się chyba znasz... – zaczęła Gosia, ale nie skończyła, bo do pokoju właśnie wkroczyła Gabrysia.
- O! Szarlotka! Witam serdecznie! – twarz Vitasa rozświetlił szczery uśmiech.
- Motyla noga... – zaklęła pod nosem Gabi. Po chwili odpowiedziała z podobnym uśmiechem - Żadna szarlotka, Gabriela. – podała mu rękę. Uścisnął ją i odpowiedział.
- Ja się chyba przedstawiać nie muszę, bo, zanim uciekłaś, okazało się, że znasz moje imię.
- Tak, Gosia nam opowiadała o swoim sąsiedzie. Przepraszam za tamto.
- Nie ma sprawy. Na szczęście nie dostałem zawału, ty najwyraźniej też nie. Skoro nie ma ofiar śmiertelnych, możemy to puścić w niepamięć.
- Świetnie.
- No, proszę państwa, widzę, że kapitalnie wam się ze sobą rozmawia, ale randkować będziecie później, teraz proponuję nalać Vitaljowi. – wtrącił się Maciek.
- Aj, brutalny, mówcie mi po prostu Vitas, albo Vitalik.
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email MSN Messenger Nazwa Skype

PostWysłany: Sro Cze 04, 2008 22:33 Odpowiedz z cytatem
LaVieMystique
Kierowniczka chóru ;)
Kierowniczka chóru ;)
Dołączył: 19 Lut 2008
Posty: 3895
Skąd: Białystok




XI

Bawili się świetnie. Rozmawiali, śmiali się, bawili, a przede wszystkim pili. Jedno tylko zastanawiało Gosię. Skąd, do cholery, jej przyjaciele tak dobrze znali rosyjski? Nawet Ewa, która zawsze mówiła im, żeby rozmawiali przy niej „po ludzku”, kiedy zaciągali z rosyjska, nawijała jak najęta. Z drugiej strony, po tej ilości alkoholu, którą w siebie wlali (Vitas przyniósł też wódkę, którą znalazł w koszu od polskich fanów), wszystko było możliwe. Nie zdziwiłaby się, gdyby zaczęli nawijać po chińsku.

Pod koniec pierwszej butelki Agata poczuła się w obowiązku nakłonić całą resztę do śpiewania, co z resztą od lat leżało w jej zwyczaju. Szturchnęła Gośkę i patrząc jej w oczy, powiedziała z szerokim uśmiechem: - A pamiętasz, Flimie, jak śpiewałyśmy zawsze...
- Katiuszę! – dokończyła za nią Gosia. I zaczęły gromkimi głosami, udając prawdziwych mężczyzn. „Razcwietali, jabloni i gruszi, paplyli tumani nad rekoj...”. Reszta się przyłączyła i zaczęli śpiewać na całe gardło. Vitas tylko patrzył na to z otwartymi oczami i szczęką przy samej ziemi. Kiedy skończyli, delikatnie się otrząsną na pytanie Maćka.
- A ty, czemu nie śpiewałeś? Tylko mi nie mów, że tego nie znasz...
- Ja znam, ale nie mogę zrozumieć skąd WY to znacie!
- Aaaa, się gra, się ma! – ucieszyła się Ewa.
- A tak poważnie? – zapytał Vitalik
- Ano jak się człowiek wychowuje przy wschodniej granicy, to nie tylko Katiuszę zna! – powiedziała Gabi. Agata w tym czasie zaczęła śpiewać „Gada”, ze specjalną dedykacją dla Ewy, która tej piosenki nienawidziła. Po pokoju niósł się głos trzech dziewczyn śpiewających „Ty, Ty nie placz, nie nada, Ty palubila gada!”. Później przyszedł czas na „Oj ty Halu!” i „Kosil Jaś”. Kiedy zaczęli śpiewać „Konia” Lube, Vitalij się przyłączył. W tym momencie wszyscy ucichli, wgapiając się w niego z niedowierzaniem, a on śpiewał nadal. Chwilę trwało, zanim dotarło do niego, że już nikt mu nie wtóruje.

- Co się stało, dlaczego nie śpiewacie? Nie znacie dalej? – zapytał.
- Nie no, znać to znamy, ale, kurza twarz, człowieku, gdzie ty taki głos dostałeś, podziel się! – krzyknął Maciek.
- A, to, wy nic nie wiecie?
- Ale, o co chodzi? – obudziła się Gośka.
- No o to, że ja piosenkarzem jestem.
- Ta, a ja to jestem Matka Teresa. – nie wierzyła Gabi.
- Może i jesteś. Szarlotką byłaś, to i nią być możesz. A ja poważnie jestem piosenkarzem. Nie widzieliście plakatów?
- A! No i sprawa wyjaśniona. Już wiem, dlaczego te oczy były znajome. – podsumowała Gocha.
- Jakie oczy? – zapytał Maciek.
- No jego oczy! – krzyknęła.
- Ok, ja widzę, że on ma oczy, ale dlaczego nie wiedziałaś skąd je znasz, przecież patrzyłaś na nie, kiedy był obok. Chyba, że spotkałaś same oczy, to już inna bajka wtedy...
- Oj, bo ja te oczy na plakacie widziałam!
- Oczy wlazły na plakat?
- Gamoniu! Na plakacie było zdjęcie oczu!
- No, to czemu nie mówisz od razu?
- Ajj, paszoł w żopu... – powiedziała i odwróciła się od niego.

- No dobrze, ale wróćmy do tematu. Nie znacie moich piosenek? – wtrącił się lekko zdezorientowany Vitas. Nie bardzo wiedział, o co chodziło, bo Gośka i Maciek w trakcie rozmowy przeszli na polski i wyłapał tylko kilka słów. Coś o chodzących oczach i plakacie. A i jeszcze to ostatnie zdanie...
- Nie znamy. – powiedzieli chórkiem.
- To zbrodnia jest! Pijecie ze mną i nie znacie moich piosenek?! Trzeba to zmienić!
- Skoro tak mówisz... – podsumowała Ewa.
- Dobrze, tato. – dodała Gosia.
- Tato? – zdziwił się Vitas.
- Nie ważne, kiedyś wytłumaczę... – odparła. Chłopak spojrzał na nią zdziwiony, ale tylko wzruszył ramionami i poszedł chwiejnie do swojego pokoju po laptopa.

XII

Wrócił trzymając w rękach tylko butelkę wódki, wygrzebaną z koszyka od fanów. Oparł się o framugę, a po sekundzie, lekko bujając się na boki, podszedł do nowych znajomych.
- Co, halny wieje? – zapytała Agata.
- Co wieje? – zapytał
- No, wiatr, halny.
- Nie, czemu wiatr?
- No tak, cudzoziemcy nie zawsze łapią takie żarciki.
- Bo to taki dżołk heloł jest. – powiedziała Ewka.
- Ok, dalej was nie rozumiem.
- Slang. W liceum zaczęliśmy na ironiczne, albo słabe żarty mówić dżołk heloł. A to z wiatrem się odnosiło do chwiejnego kroku. – poinformowała go Gosia.
- Aaa, już rozumiem. Fakt, troszkę mnie buja, wyszedłem z wprawy.
- No dobrze, a gdzie twój laptop? – zapytał Maciek.
- Jaki... Aaaa, no tak. Siergiej zabrał.
- A kto to jest Siergiej?
- Mój manager.
- Ok. To, co teraz?
- Jak to, co? Polewamy! – krzyknął Vitalik.
- To wy sobie polewajcie, a ja włączę swojego laptopa. – powiedziała Gośka, która męczyła jeszcze 4 piwo.
- Dzięki. A tak w ogóle, to dlaczego ty nie pijesz z nami? – ocknął się Vitalij.
- Bo ja chcę was spić, a później wykorzystać.
- To ja już nie piję więcej. Wolę być świadom wykorzystywania...
- Spokojnie, żartowałam. Ktoś musi pilnować, żebyście nie wylecieli przez balkon, albo nie spawali na dywan. – spojrzała wymownie w stronę Maćka.
- No co, ja jeszcze nigdy na dywan! Zawsze jestem grzeczny! – bronił się Maciek.
- Tak, wiem. Ale wolałabym, żebyś nie przeżył pierwszego razu w tym pokoju.
- A, w takim razie dobrze, zabawa trwa! – krzyknął Vitas i zaczął uzupełniać szklaneczki.
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email MSN Messenger Nazwa Skype

PostWysłany: Czw Cze 05, 2008 13:31 Odpowiedz z cytatem
LaVieMystique
Kierowniczka chóru ;)
Kierowniczka chóru ;)
Dołączył: 19 Lut 2008
Posty: 3895
Skąd: Białystok




XIII

Koło 2 w nocy skończył się alkohol. Wszyscy byli już ładnie podchmieleni, troszkę się przejęli brakiem w zapasach, ale szybko zapomnieli o swoich rozterkach. Zaczęli rozmawiać. Przechodzili ze skrajności w skrajność. Raz wybuchali niepohamowanym śmiechem, bo Maciek i Vitas coś odwalali, a raz rozmawiali o życiu, w pełnej powadze. Bawili się znakomicie. „Kółko różańcowe” cały czas coś podśpiewywało. Dziewczyny załapały nawet teksty kilku piosenek Vitasa, które im pokazał na laptopie. W przerwach między śpiewami, wspominali stare, dobre czasy, opowiadając Vitalikowi co ciekawsze historyjki. On też nie pozostawał im dłużny. Pokładali się ze śmiechu, kiedy mówił im, co dzieci wyprawiają na jego koncertach, albo co on robi w domu.


XIV

Mniej więcej o 3 Gośce przypomniało się, że Vitalij prosił ją o oprowadzenie go po Warszawie. Problem w tym, że miała pojechać z przyjaciółmi do Białegostoku. Pokazać ludziom, że jeszcze nie umarła. Przywitać się z niektórymi. Wpadła na znakomity pomysł.
- Słuchajcie, o której jest pierwszy pociąg do Białego? – zapytała. Wszyscy popatrzyli na nią jak na wariatkę. Co wspólnego miał pociąg do Białego ze schabowym i kiszoną kapustą?
- O co ci chodzi? – zapytał Vitas – Dlaczego rozmowa o jedzeniu kojarzy ci się z pociągiem?
- Jakim jedzeniu? – zamotała się.
- Noo, właśnie rozmawialiśmy o jedzeniu. – poinformował ją.
- Jedzeniu? A, tak, prawda. Zamyśliłam się. Ale poważnie, powiedzcie mi, kiedy jest pierwszy pociąg do Białego.
- Czekaj, sprawdzę. – powiedziała Gabi.
- A co to jest Biały? – zapytał Vitas.
- Jak to co? Miasto! Nasze rodzinne miasto! – naskoczyła na niego Ewa.
- Acha. Nie bulwersuj się tak, nie znam jeszcze mapy Polski na pamięć. – obruszył się.

- Pierwszy jest o 7.20. Czemu pytasz? – przerwała im Gabrysia.
- Cholera, późno, a nie ma jakichś busów?
- No jest, ten co zwykle, ale o 11.
- No nic, jedziemy 7.20.
- Jak to jedziemy? – zdziwił się Vitas - A nasza wycieczka?
- Będzie wycieczka. Do Białegostoku! – odparła ucieszona Gocha.
- Jak to do Białegostoku?! Ja jutro mam wywiad!
- Eee, sztywniak. Zrób coś spontanicznego! Wrócimy wieczorem, albo w nocy...
- Pozwólcie, że się wtrącę, ale jest mały szkopuł. – Gabi sprawdzała połączenia z Białegostoku do Warszawy.
- Jaki? - zapytała Gośka.
- Ostatni pociąg macie o 18.05.
- Jasny gwint. Vitas, o której masz ten wywiad? – zapytała zaglądając Gabi przez ramię.
- O 10, z tego co pamiętam.
- O! Świetnie! Pojedziemy pierwszym pociągiem i wrócimy pierwszym pociągiem!
- No nie wiem czy to dobry pomysł... – Vitalij nie był przekonany.
- Zajebiaszczy! – krzyknęła reszta.
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email MSN Messenger Nazwa Skype

PostWysłany: Wto Cze 10, 2008 23:38 Odpowiedz z cytatem
LaVieMystique
Kierowniczka chóru ;)
Kierowniczka chóru ;)
Dołączył: 19 Lut 2008
Posty: 3895
Skąd: Białystok




XV


Budzik zadzwonił o 6.00. Spała jakieś 2, może 3 godziny. Ale czuła się całkiem nieźle. Rozejrzała się po pokoju. Wszędzie były rozwalone butelki po piwie, puste szklanki walały się po podłodze. Nawet pizza była w różnych miejscach. Obok niej leżała Ewa i Gabi, Maciek z Agatą spali na kanapie. Vitasa nigdzie nie było. Postanowiła troszkę wszystko ogarnąć, żeby później nikt nie powiedział, że przyjechała wielka pani z Londynu, a nasyfiła jak meliniara. Butelki ustawiła obok kosza, w końcu zwrotne były. Szklanki ustawiła na stoliku pod ścianą, resztki pizzy wrzuciła do jednego pudełka i położyła na stole. Resztę pudełek położyła przy koszu. Nie jej wina, że do kosza się nie mieściły.

Kiedy pokój wyglądał w miarę normalnie poszła do łazienki wziąć szybki prysznic przed bieganiem. Niestety jej plany spaliły na panewce. Nie lubiła się kąpać przy świadkach, a pomieszczenie nie było puste. Ktoś leżał w wannie. Na początku się wystraszyła. W końcu to niecodzienny widok, ale kiedy podeszła bliżej wszystko się wyjaśniło.

W wannie spał Vitalik. Całkiem słodko wyglądał, taki skulony w kłębek. To się chyba tak ładnie nazywa, pozycja embrionalna. Przykryty kocykiem. „Skąd on ten kocyk wytrzasnął?” – zastanawiała się Gosia. Spał spokojnie. Z lekkim uśmieszkiem na ustach. Aż szkoda było go budzić. Ale umyć się trzeba, a reszta pewnie też zaraz będzie chciała skorzystać z łazienki...

Spojrzała na zegarek. Było wpół do 7. „No i ch** bombki strzelił, nici z biegania.” – pomyślała. Wyjrzała przez drzwi, bo usłyszała jakieś szmery. Ale to tylko Gabi i Ewa zmieniały pozycję, jak na trzy cztery. Czas wszystkich budzić.
- Vitas! Wstawaj! Nie mamy całego dnia! Gdzie kluczyki od czołgu?! – zaczęła nim potrząsać.
- Ccco?!
- Gdzie kluczyki od czołgu?! Niemcy atakują! Musimy się bronić!
- Gdzie?! Jak?!
- Gdzie te kluczyki! Bez nich nie ruszymy, a już idą nas rozstrzelać!
- Aaaa! Nie damy się, gdzie karabin?! – zerwał się na równe nogi i zaczął się rozglądać.

Do łazienki weszła reszta. Nie bardzo wiedzieli, co się dzieje. Obudziły ich dziwne krzyki w łazience. Więc przyczłapali zobaczyć o co chodzi. Ciekawość zwyciężyła z wolą snu. Kiedy zorientowali się w sytuacji, zaczęli się głośno śmiać.
- Z czego się śmiejecie? – zapytał zdezorientowany Vitalij.
- Z ciebie. Znalazłeś kabin? – odparł Maciek, wycierając łzy.
- Bardzo śmieszne...
- Oj, nie obrażaj się, po prostu nie mogłam się powstrzymać. – powiedziała Gosia.
- Nie bawią mnie takie rzeczy.
- Przepraszam, nie gniewaj się. – przytuliła go i pocałowała w policzek. – No, a teraz idź się spakować, musimy za pół godziny wyjść, żeby zdążyć jeszcze bilety kupić.
- Powinienem nie jechać.
- Ale pojedziesz. Nie daj się prosić, obiecuję, nie będzie nudno...

_________________
"Live your dreams it's not as hard as it may seem..."
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email MSN Messenger Nazwa Skype

PostWysłany: Sro Cze 11, 2008 23:26 Odpowiedz z cytatem
LaVieMystique
Kierowniczka chóru ;)
Kierowniczka chóru ;)
Dołączył: 19 Lut 2008
Posty: 3895
Skąd: Białystok




XVI

Przez następne pół godziny uwijali się jak w ukropie. Ktoś brał prysznic, a ktoś się pakował. W pewnym momencie w łazience były nawet trzy osoby, a każda robiła co innego. Vitas poszedł się spakować i umyć u siebie. Gośka siedziała spakowana w małą torbę i przyglądała się wyczynom przyjaciół. Obmyślała plan działania.

W Białymstoku mieli być koło 10. Kółko różańcowe miało się rozejść do domów, żeby się jakoś ogarnąć. Zostawić rzeczy i takie tam. Ona w tym czasie musiała załatwić nocleg. Albo wymyślić coś, co nocleg zastąpi. Najpierw musiała mu pokazać kilka rzeczy i zaciągnąć do sklepu. Później na plażę, bo zapowiadało się na naprawdę gorący dzień. Następnie jakiś klub. Ale najpierw oczywiście gdzieś się umyć...

- Ewaaa...
- Czego?
- Jest taka sprawa. Ty dalej mieszkasz sama?
- No tak, a co, chcesz zostać u mnie na noc?
- No powiedzmy. Bardziej chodzi mi o zostawienie rzeczy i prysznic.
- No nie wiem, nie wiem. Woda podrożała...
- Przyjdę z własną.
- Ta, z baniakiem pięciolitrowym. Ty będziesz się myła, a ja cię będę polewać.
- Dla mnie bomba!
- Nie, no spoko odstąpię Ci część mojej racji wodnej, nawet mydła Ci trochę dam.
- Och, jaka Ty dobra dla mnie jesteś.
- Znaj łaskę pana...

XVII

Vitalij stał przed oknem. Spakował już torbę, zgodnie ze wskazówkami. Ręcznik, jakieś klapki, ubranie na wieczór i powrót. Nie miał kąpielówek, ale Gośka powiedziała, że to najmniejszy problem. Mają coś kupić. Nagrał się już Siergiejowi na pocztę. Wystarczyło tylko wyjść z pokoju. Ale nie był zbytnio przekonany. Trochę się bał, że za bardzo mu się spodoba takie „życie na luzie”. Z drugiej strony bał się też, że jednak okaże się, że potrzebny jest tu, w Warszawie. Chciał jechać, ale nie wiedział czy to na pewno dobry pomysł.

Kiedy tak stał, ktoś zapukał do drzwi. – Otwarte! – powiedział.
- Cześć Vitalik, gotowy? – zza drzwi wychynęła Gocha.
- Tak gotowy, ale nie jestem pewien czy powinienem jechać...
- Daj spokój, ile można się gniewać o głupi kawał?
- Nie o kawał chodzi, choć to nie było fajne... – w duchu uśmiechnął się na wspomnienie swojego krzyku – Chodzi mi o to, że powinienem być na miejscu, na wypadek, gdyby Siergiej mnie potrzebował.
- Nie gadaj głupot. Masz wolny dzień, jedziesz z nami poimprezować. Komórka zostaje tutaj. Chodź, bo się spóźnimy.
- Idę, ale telefon biorę.
- W takim razie, przechwyt! – zawołała i szybkim ruchem wyciągnęła mu aparat z ręki – Po odbiór zapraszam z rodzicami, młody człowieku!

_________________
"Live your dreams it's not as hard as it may seem..."
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email MSN Messenger Nazwa Skype

PostWysłany: Nie Cze 22, 2008 01:23 Odpowiedz z cytatem
LaVieMystique
Kierowniczka chóru ;)
Kierowniczka chóru ;)
Dołączył: 19 Lut 2008
Posty: 3895
Skąd: Białystok




XVIII

Siedzieli w przedziale pierwszej klasy. Akurat udało im się znaleźć jeden całkiem pusty i zajęli cały. Rozsiedli się wygodnie, dziewczyny pozdejmowały buty i pozarzucały nogi na chłopaków. Nawet Vitas nie uchronił się przed stopami. Został już oficjalnie przyjęty do grona męskich podnóżków. Siedzieli więc tak sobie i wspominali nocne wyczyny i harce. Było dużo śmiechu, kiedy każdy mówił, co pamięta, a czego nie. Vitalij też miał luki w pamięci i trochę mu było głupio z tego powodu, a cóż, musiał sobie z tym jakoś poradzić. I tak to, co on wyprawiał, wcale nie było najgorsze. Zaśmiewał się strasznie z opowieści o rozbieraniu Maćka i innych dziwnych rzeczach. Podobno nie pamiętał tego, bo już wtedy spał w wannie, po wypowiedzeniu kwestii, ze on idzie żeglować po łazienkowym oceanie. Dobrze, że nowi znajomi zareagowali dość szybko, kiedy zaczął wylewać wodę na posadzkę pomieszczenia, twierdząc, że stanowczo tam za sucho.

Po ponad dwugodzinnej podróży nie dali rady już się śmiać. Dobrze, że mieli już wysiadać. Vitalij doszedł do wniosku, że ma do czynienia ze specyficznymi ludźmi, ale całkiem mu to odpowiadało, bo przynajmniej byli sobą. Nie musiał przy nich przyodziewać maski supergwiazdy, był po prostu człowiekiem, takim jak oni. Spodobała mu się ich otwartość i życzliwość. Tylko dowcipy mieli troszkę zboczone... Ale to też dało się jakoś przeżyć. Po pewnym czasie stwierdził ze zdumieniem, że on też wtopił się w to poczucie humoru i łapie wszystkie podteksty. No i nauczył się śpiewać kilka polskich piosenek. Szczególnie mu się podobało tak zwane disco polo. Rytmiczne, wpadające w ucho i takie... banalne.

- Eeej, słuchajcie, już chyba Biały... – powiedziała Gośka, kiedy zobaczyła zabudowania wokół torów.
- Taa, ale dopiero fabryczny – odpowiedziała jej Agata.
- Sryczny, nie fabryczny! Patrz, PKS, trzeba się zbierać! – krzyknęła Gocha i zerwała się z miejsca. – Gdzie moje buty?!
- Nie wiem, wykopałaś je gdzieś – powiedziała Gabi.
- Nie ja, tylko Maciek, wsadzał nogi, gdzie nie trzeba.
- O, wypraszam sobie, ja mam nóżki tutaj – bronił się Maciej, wskazując na swoje złączone w kolanach nogi, które grzecznie ustawił zaraz przy krawędzi fotela.
- Dobra, mam. Spadamy.
- Ale jak, gdzie? – dziwił się Vitas.
- Chodź, nie marudź, bo klapsa dostaniesz. – powiedziała Ewa kładąc mu ręce na tyłku, wypychając go tym samym z przedziału.
- Wszystko mamy? – zainteresowała się Gosia.
- Taaa, lecim na Szczecin! – zakończyła Agata.

XIX

Opuścili pociąg jako ostatni. Wyszli na zalany wczesnym słoneczkiem peron i ruszyli w stronę przystanku autobusowego.
- Gdzie idziemy? – zapytał Vitalik, rozglądając się z ciekawością.
- Na autobus. My jedziemy do Ewy, żeby się troszkę ogarnąć, a reszta do swoich domów. – poinformowała go Gosia.
- A to daleko?
- My tam szybko dotrzemy. Ty pewnie też, jeżeli nadążysz biegiem za autobusem. – docięła mu Ewa.
- A dostane jakieś wrotki?
- Zaraz poprosimy jakiegoś kierowcę, to może ci zapasówkę pożyczy. – powiedziała Agata
- To może dwóch i skądś wytrzaśniemy kijek i zrobimy prowizoryczny wózek?
- Ot, wygodny!
- A co, trzeba se jakoś w życiu radzić.
- Dobra, spokojnie, może innym razem pobawisz się w Macgyvera. Teraz musimy kupić bilety. – skonstatowała Gośka.

Poszli do kiosku. A później czekali na autobus. Trochę jeszcze pożartowali, ale starali się nie zwracać zbytnio na siebie uwagi. Tylko czasami ludzie dziwnie się na nich patrzyli, kiedy wybuchali dzikim śmiechem, po szybkiej wymianie zdań konspiracyjnym szeptem.
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email MSN Messenger Nazwa Skype

PostWysłany: Wto Cze 24, 2008 18:56 Odpowiedz z cytatem
LaVieMystique
Kierowniczka chóru ;)
Kierowniczka chóru ;)
Dołączył: 19 Lut 2008
Posty: 3895
Skąd: Białystok




XX

-Ki czort?
- O co chodzi Gocha? – zapytała Ewa.
- Nie, nic, chyba nie wzięłam kilku rzeczy. No nic, życie, obejdę się bez tego.
- A czego nie wzięłaś, może Ci coś pożyczyć? – włączył się Vitas.
- Majtek, dasz mi swoje?
- Jasne, jeśli się zmieścisz.
- Osz ty! – krzyknęła i strzeliła mu mięśniaka.
- Co, wyrabia się chłopak. – usprawiedliwiła go Ewa.
- Taa, w końcu uczy się od najlepszych.

Byli już w mieszkaniu Ewki. Vitas zaglądał do pokoi, kiedy Gosia szukała czegoś w torbie. Mieszkanie było spore. Nawet można je określić jako duże. Pięć pokoi, kuchnia, łazienka. Nieźle. Jeden mu się spodobał szczególnie. Na końcu korytarza, drugi pod względem wielkości. Farby na ścianach miały ciekawie dobrane kolory. Ta na przeciw drzwi była koloru dojrzalej śliwki węgierki, boczne były koloru jogurtu malinowego i czwarta ściana była beżowa. Wszedł do środka, drzwi zamknęły się za nim same.
- Straszy tu u was, czy jak?
- A co się stało? – zapytała Ewa.
- No, drzwi się same zamknęły.
- A nieee, spokojnie. Mieszkanie jest krzywe, dlatego się zamykają.
- Są! – wtrąciła się Gośka.
- Co są? – zdziwił się chłopak.
- Majtki, a co innego?
- A bo ja wiem...
- Dobra, nie sil się, idę pod prysznic. – nie dala mu skończyć.
- Myślałem, że już brałaś!
- To więcej nie myśl, nie wychodzi ci!
- No wiesz, dzięki...
- Taa, też cię lubię! – odkrzyknęła mu i odkręciła kurek.

Vitalij wyszedł z pokoju. Troszkę dziwnie się czuł, kiedy ciągano go po nieznanych miejscach i traktowano jakby był tam co najmniej milion razy. Ale co zrobić, przecież nie ucieknie stamtąd z krzykiem. Poszedł do swojej torby i sprawdził, co tam ma ciekawego. Pogrzebał, pogrzebał i... nic nie znalazł. Poszedł wiec do dużego pokoju, pooglądać telewizję.
Ewka w tym czasie krzątała się po kuchni. I zastanawiała się, co oni tak właściwie wyprawiają. Wyciągnęli rosyjskiego piosenkarza z Warszawy. Gocha zabrała jego telefon. Nie znają gościa, a on teraz jak gdyby nigdy nic siedzi sobie w dużym pokoju. Przecież to jakiś dziwny sen jest. Chyba, że im naprawdę już tak na mózg padło. Wzięła szklanki z napojem i poszła zabawiać gościa.

XXI

Olaboga, aż jej ulżyło. Już nie czuła od siebie tego potwornego kaca. Swoją drogą, zastanawiała się, dlaczego wszyscy oprócz niej zdążyli się wykąpać w Warszawie. Trudno, teraz już nic na to nie poradzi. Dołączyła więc świeża i pachnąca do reszty. Idąc korytarzem przypominała sobie te wszystkie imprezy. A oprócz tego, wracały do niej inne wspomnienia. Zboczyła trochę z trasy i poszła do swojego starego pokoju. Zajrzała do kanapy, pościel była powleczona różową poszewka w serduszka. Wyszła uśmiechając się szeroko.
- Co się tak szczerzysz, jak szczerbaty do sucharów? – zapytała Ewa.
- Nie, nic. Widzę, że pościel została w serduszka.
- No wiesz, jak inaczej, w końcu to pokój miłości.
- Taaa... Tyle wspomnień.
- A o który pokój chodzi? – zapytał Vitalik.
- O ten ostatni, różowy. – odpowiedziała mu Ewka.
- Dlaczego miłości?
- Bo jest różowy i kiedyś, kiedy jeszcze lóżko nigdy nie było posłane i leżała na nim różowa pościel w serduszka, nasza koleżanka z liceum stwierdziła, że to pokój miłości.
- Acha, rozumiem. – wrócił do oglądania wiadomości.

Gośka usiadła obok Ewy. Na początku się powstrzymywała. Całkiem nieźle jej szło, ale nie wytrwała tak długo. Po prostu musiała. Przypomniało jej się, jak kiedyś spędzały czas w dużym pokoju i... Wwaliła się na niczego nieświadomą dziewczynę. Usiadła na niej okrakiem i zaczęła maltretować. Ewka nie pozostała obojętna i zaczęła się bronić.
- Złaź dziadu! – krzyknęła i ze śmiechem zaczęła szukać jakiegoś punktu oparcia, żeby zrzucić z siebie przyjaciółkę.
- Jestem dziewczynka! – odpowiedziała jej Gosia i nie przestawała maltretować.
- Dobrze, złaź dziadówo!
- Tak lepiej!

Vitas patrzył na to z nieukrywanym zaciekawieniem i rozbawieniem. Nie bardzo wiedział, o co chodzi, ale śmieszyło go ich zachowanie.
- Może was zostawić same? – zapytał.
- Tak, wyjdź...
- Tylko drzwi za sobą zamknij. – odparły mu wciąż chichocząc.
Już chciał wstać i wyjść, ale spojrzał na drzwi. Były przeszklone, a raczej powinny być. Powinny, ale teraz nie było w nich szyby. Pośrodku drzwi ziała ogromna dziura po szybie. Dopiero teraz załapał dowcip. Zaczął się śmiać. Dziewczyny się uspokoiły, spojrzały na niego, a później na drzwi. Wzruszyły ramionami, spojrzały na siebie i w mig postanowiły. Jak na komendę, dopadły chłopaka i zwaliły się na niego, przygniatając go i łaskocząc.

_________________
"Live your dreams it's not as hard as it may seem..."
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email MSN Messenger Nazwa Skype

PostWysłany: Czw Cze 26, 2008 15:57 Odpowiedz z cytatem
LaVieMystique
Kierowniczka chóru ;)
Kierowniczka chóru ;)
Dołączył: 19 Lut 2008
Posty: 3895
Skąd: Białystok




XXII

Niebo było całkiem bezchmurne. Słońce dawało po oczach, nie patrząc na to, czy mają okulary, czy nie. Siedzieli we trójkę na balkonie. Po zaciętej walce na łaskotki, która wygrała Gosia, jako że była całkiem odporna na wszelkie próby gilgotania, postanowili, że odpoczną na balkonie. Wytarabanili dwa fotele z dużego pokoju i rozłożyli stary leżak. Nogi położyli na balustradzie. Dwie pary idealnie gładkich piszczeli, lekko już zaczerwienionych i jedna para niezwykle obrośnięta. Obok nich staly szklanki z napojami. Wystawili nawet radio przez okno. Zapuścili płytkę, oczywiście składanka domowej roboty, rock przeplatany r’n’b i disco polo, z małym dodatkiem Bóg wie czego jeszcze. Na początku milczeli, bo rozmowa była zbyt męcząca. Ale po jakimś czasie Gośka wypaliła:
- Vitaaas...
- Mhm..
- A myślałeś kiedyś o depilacji nóg?
- Co? Niby czemu?
- Bo masz strasznie owłosione...
- Jestem facetem, więc muszę mieć owłosione nogi.
- E tam, muszę, chodź, ogolimy ci.
- Właśnie, chodź, nie będzie bolało, obiecuję. – włączyła się Ewa.
- Wyście się chyba zbiorowo szaleju najadły...
- Halooo! Jest tu ktoś? – wrzasnęła Agata, która właśnie weszła do domu razem z Maćkiem i Gabi. „Uratowany przez dzwonek... A raczej jego brak” – pomyślał Vitalik.
- Tu jesteśmy! – odkrzyknął.
- Jeszcze do tego wrócimy... – powiedziała Gośka zsuwając okulary przeciwsłoneczne z oczu.
- Tu, to znaczy gdzie? – dopytywał się Maciej.
- Na balkonie! – odkrzyknęła Ewka.
- A co się tutaj dzieje? – zza drzwi balkonowych wychynęła głowa Gabi.
- Opalamy się, nie przeszkadzaj. – powiedziała Ewa.
- Ok, ale mam lepszy pomysł, jedźmy poopalać się na plaży. Kierunek ogrodniczki!
- Spoko, ale najpierw sklep, Vitas nie ma spodenek. – powiedziała Gocha.
- A nie może bez? – na balkonie pojawiła się Agata. Spojrzała wymownie na krocze Vitalika.
- Nie przeżyłabyś tego... – odparł jej spokojnie, szczerząc zęby.
- O, byczek, zupełnie jak Maciuś! – klasnęła i usiadła na kolanach Ewy. – To co, zbieramy sie, żeby zdążyć na autobus o 11.50?
Maciek spojrzał na zegarek, byla 10.30. – Pójdę sprawdzić autobus. Dokad?
- Hmmm, do którejś galerii, najlepiej Białej, albo do Kefira, bo tam jest sporo sklepów z bielizną. Chyba, że wolisz na rynek – Gosia zwróciła się do Vitasa.
- Obojętnie, obym coś kupił i nie musiał was zawstydzać swoją golizną na plaży.
- Ok, to sprawdzam 25, jedziemy do Kerfura. Jak nic nie znajdziemy, to pojedziemy na rynek, a stamtad na plażę. W razie czego zrobimy sobie plażę nudystów.
- Chyba ty... Ja zostaję w stroju. – rzuciła szybko Agata – Ale w sumie, nie mam nic przeciwko męskiemu nudyzmowi...
- Postanowione! – krzyknęła Gabi.

XXIII

Wyszli z ostatniego sklepu w Kerfurze. Na szczęście znaleźli w nim całkiem fajne kąpielówki. Obcisłe czarne spodenki z czerwonym smokiem na pośladku. Vitalij nie był zachwycony, kiedy je zobaczył, ale po przymiarce doszedł do wniosku, że lepsze to, niż nic. Dziewczyny za to były wniebowzięte. Nie mogły oderwać oczu od... No, tyłka oczywiście. Smok je zahipnotyzowal. Byly do tego stopnia pochłonięte kąpielówkami Vitalika, że aż Maciek poczuł lekkie ukłucie zazdrości. „Skoro są dobre, to może je zdejmiesz i w końcu pojedziemy na plażę, bo jak się zaraz nie zbierzemy, to będziemy się opalać nad Białką, a nie jeziorem.” – powiedział. Reszta spojrzała na niego spod byka, ale Vitalij był mu wdzięczny. Wycofał się do przymierzalni i wrócił już w jeansach.

Szli sobie wolnym krokiem na przystanek i gaworzyli na różne tematy. Było gorąco jak cholera. Jakby ktoś ustawił piekarnik na 220 stopni i zapomniał go wyłączyć. Dziewczyny były na to przygotowane, poubierały się w lekkie koszulki i spódniczki, albo w ogóle zwiewne sukienki, a pod spód narzuciły stroje. Maciek też jako tako wyglądał. Biały podkoszulek i bermudy, ale do tego oczywiście miał swoje nieodzowne trampeczki. Tylko Vitas wyłamywał się strasznie. Co prawda bosko wyglądał, ale dziewczyny zastanawiały się...
- Nie jest Ci gorąco, Vitalik? – zapytała Gabi.
- Trochę, a co?
- No wiesz, jest prawie 30 stopni, a ty naginasz w jeansach, pantofelkach i koszuli.
- Nie byłem przygotowany na taką ewentualność.
- Jak to? – zdziwiła się Agata – klejnociki sobie odparzysz...
- Trudno, może przeżyję.
- Ile mamy czasu? – zapytała Gośka.
- Jest 11.10 – odparł Maciek.
- Ok, to idziemy na szybkie zakupy! – krzyknęła.
- Ale... – zaczął Vitalij.
- Nie ma ale! Nie chcesz chyba mieć w spodniach jajek na twardo, a pod koszulą duszonych piersi? – naskoczyła na niego Gocha.
- No nie...
- Więc idziemy, tylko szybko!
I ruszyli spowrotem w stronę sklepów...

XXIV

To chyba były najszybsze zakupy w życiu każdego z nich. Wbieganie do sklepu, szybkie obejrzenie towaru, w niektórych przypadkach przymiarka, a w niektórych tylko wybieganie. Ale to nic, przynajmniej im się udało. Vitalik stał przed ostatnim sklepem w całkiem normalnym stroju. Klapki na nogach, długie lniane spodnie, koloru białego i do tego biała lniana koszula. A na nosie oczywiście okulary przeciwsłoneczne. Dobrze, że wziął ze sobą kartę kredytową, bo inaczej byłby ugotowany. Stare ciuchy wrzucił do nowego plecaka. Czuł się troszkę dziwnie, jak nie on, ale cóż, czego się nie robi... pod naciskiem. Dziewczyny patrzyły na swoje dzieło z nieukrywaną dumą. Przystojniaczek... Maciek tylko spojrzał na zegarek, posyłając po drodze Vitasowi współczujące spojrzenie.
- Osz w mordę jeża! 11.35!
- No co, szybko nam poszło. – powiedziała zadowolona z siebie Gabi.
- Może i szybko, ale za piętnaście minut mamy autobus!
- O cholera, faktycznie! – krzyknęła Gośka, spoglądając na jego nadgarstek.
- Nie zdążymy... – powiedziała Ewa.
- Kto ma zdążyć, jak nie my? – odpowiedziała jej Gosia z błyskiem zacięcia w oku. – Lecimy na taxę!
- Nie zmieścimy się w jednej! – krzyczała za nią Agata.
- Nie bój żaby, maleńka, podzielimy się na dwie. Damy radę! – wołała do nich Gocha, biegnąc w stronę wyjścia. Reszta ruszyła za nią.

Na szczęście przed wejściem były trzy taksówki. Podzielili się szybko. Do jednej wsiadła Gośka, Agata i Vitalij. Reszta wpakowała się do drugiej.
- Przystanek „nad Białką” poprosimy. – rozległo się w każdym z samochodów – jak najszybciej!
Kierowcy włączyli silniki i ruszyli. Vitas oglądał widoki podczas jazdy. Niezbyt to wszystko było ciekawe. Bloki, przeplatane sklepami, komisy samochodowe. Typowy miejski krajobraz. Tylko troszkę pomniejszony, nie taki wielki jak w Warszawie, albo Moskwie. Ale czego się spodziewać? W końcu to nie stolica. W pewnej chwili zaświtała mu pewna myśl.
- Dlaczego nie pojedziemy taksówką do Ogrodniczek? – zapytał.
- No właśnie, dlaczego? – dołączyła się Agata.
- Bo będzie za drogo, poza tym, musisz poznać urok jazdy zatłoczonym autobusem, pełnym ludzi czekających tylko na to, żeby zwolniło się jakieś miejsce. – odpowiedziała Gośka, zwracając się głównie do Vitalika.
- Ale ja już przecież jechałem autobusem. – protestował.
- Eeee, to był pikuś, teraz będziemy jechać 2 godziny i 20 minut, przez pola, lasy, góry i doliny...
- Żartujesz...
- No! Zobaczysz, że będzie fajnie. Musisz poczuć się jak normalny człowiek, a nie jak gwiazda. Takiego „urlopu” nie zapomnisz nigdy.
- Może i racja...
- Pewnie, że racja. Poza tym, nie będziemy jechać 2 godzin, tylko 20 minut. I nie przez góry i doliny, ale widoki i tak będą fajne. Poza tym, bardziej docenisz urok jeziora, kiedy wypocisz się w autobusie. – poinformowała go Aga.
- Ocho, dojeżdżamy. Która jest? – zapytała Gosia.
- 11.45 - odpowiedział jej kierowca.
- Świetnie, zdążyliśmy z zapasem. Ile płacimy?

XXV

Czasu wystarczyło nawet na to, żeby sobie kupić bilety na 2 strefę. Teraz siedzieli już w autobusie. Tak, siedzieli, żadna z moherowych babć nie zasadziła im z łokcia, żeby dopchać się do miejsca siedzącego. W gruncie rzeczy to możnaby nawet rzec, że autobus był w miarę pusty. Aż dziw brał, że w weekend jest tak pusto o tej porze. Chociaż z drugiej strony, to pewnie większość starszego pokolenia, jak na zapalonych działkowiczów przystało, siedziała teraz gdzieś w swoim pięknym świecie, pieląc grządki. A oni jechali na plażę, zadowoleni z życia, odprężeni. No, może nie do końca, bo Vitalij wciąż odczuwał lekki dyskomfort. Nie miał telefonu. Właśnie, będzie musiał o niego poprosić w powrotnym pociągu. Teraz nie miał co liczyć na odzyskanie, bo Gośka sprawiała wrażenie osoby niezwykle zawziętej. Poza tym, był z obcymi ludźmi, w obcym miejscu, jadąc w jeszcze bardziej obce miejsce. Jedyne, co mu jako tako poprawiało humor, to nowe ubranie. Wyglądał w nim zabójczo, a poza tym było wygodne i zwiewne. Tylko trochę dziwnie się czuł z plecakiem. Dawno temu minęły czasy, kiedy nosił plecak...

Po dziesięciu minutach podziwiania krajobrazów i rozkoszowania się wiatrem rozwiewającym mu włosy. (No co? Okno było otwarte, więc wiatr wlatywał do autobusu.) Zaczęło mu się nudzić.
- Daleko jeszcze? – zapytał.
- Tak. – odpowiedziała Gabi.
Popatrzył w okno, a po chwili znów zapytał.
- Daleko jeszcze?
- Taaak. – tym razem Ewa.
- No, ale daleko, czy nie?
- Jak jeszcze raz zapytasz, to wysiądziesz na następnym przystanku i pójdziesz na piechotę do domu. – powiedziała mu Gosia, patrząc na niego z wyzwaniem w oczach.
- Serio? – spytał lekko zdziwiony.
- Serio, serio. – odparła mu ze słodkim uśmieszkiem.
Tak więc reszta podróży upłynęła im spokojnie. W miłej atmosferze, bez żadnych stresów.

XXVI

Siergiej właśnie obudził się w swoim apartamencie. Podniósł się na łokciu i spojrzał na zegarek. Ocho, 9.00, całkiem długo spał. Zwarzywszy na to, że położył się spać zaraz po telefonie do Vitasa. Właśnie, Vitas, ciekawe jak sobie zaplanował dzień. „Zadzwonię do niego kolo 10” – pomyślał sobie i opadł na poduszki.
- A na razie porozkoszuję się dniem wolnego – dodał na głos. Zamknął oczy i znów zasnął...

_________________
"Live your dreams it's not as hard as it may seem..."
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email MSN Messenger Nazwa Skype

PostWysłany: Sob Cze 28, 2008 18:31 Odpowiedz z cytatem
LaVieMystique
Kierowniczka chóru ;)
Kierowniczka chóru ;)
Dołączył: 19 Lut 2008
Posty: 3895
Skąd: Białystok




XXVII

- Nareszcie! – powiedział Maciek, wysiadając z autobusu i przeciągając się.
- To już? – zapytał Vitalij, stanąwszy obok niego – Nie widzę tu żadnej wody.
- Bo musimy jeszcze troszkę podejść. – powiedziała Gosia, klepiąc go po ramieniu i ruszając przed siebie. Szła pewnym krokiem. Znała przecież to miejsce.
- Idziemy tam, gdzie zwykle? – dopytywała się Ewa.
- Oczywiście, że tak, nie będziemy się zadawać z plebsem. – odpowiedziała jej Agata.
- Plebsem? – spytał zdziwiony Vitalik.
- Tak mawiamy. Nie będziemy się kręcić tam, gdzie jest dużo ludzi. – wyjaśnił mu Maciek, bo dziewczyny szły przodem.

Słońce już nieźle dawało się we znaki, a to dopiero był początek. Ale Vitasowi podobała się okolica. Dużo drzew, mało ludzi... No, może nie mało. Właśnie zobaczył plażę, na której było ich całkiem sporo. Szli sobie spokojnym krokiem leśną ścieżynką. A on dalej się rozglądał. Czuł zapach wysuszonego leśnego runa i wody, czającej się za trzcinami. Wreszcie się uspokoił i nie czuł się winny wyjazdu. Siergiej i tak pewnie teraz spał.

XXVIII

Cholera jasna, ale długo spał... No, Siergiej sobie pofolgował. Jeden dzień wolnego, a on już śpi do 12. Ładnie, ładnie. Wylazł z łóżka i poczłapał do okna. Odsunął zasłony i... oślepł! O rety! Ale słońce mu po oczach dało. Nieźle... Dobra, odzyskał wzrok, ale w okno postanowił już nie patrzeć, wystarczyła mu ta krótka chwila ślepoty. Podszedł do walizki, wyciągnął letnie spodnie i do tego lekką koszulinkę. Z bocznej kieszeni wyciągnął sandały. „Dobrze mieć ludzi, którzy sprawdzają pogodę, kiedy pakują Ci walizkę...” – pomyślał.
- No, hop, siup i jazda pod prysznic. – powiedział do siebie, kiedy się przeciągał.

Nie ma to jak zimne orzeźwienie. Wyszedł z kabiny, owinął się jednym ręcznikiem, drugim natomiast wycierał głowę. Ruszył do pokoju, zostawiając na podłodze mokre ślady stóp. Eee, po co to wycierać... Podszedł do szafki nocnej i wziął telefon. Usiadł na łóżku, odrzucił ręcznik, ten od głowy oczywiście. Wykręcił numer i zaczekał na sygnał. Niestety, nie doczekał się. Telefon był wyłączony. „Hmmm, no cóż, może jeszcze nie wstał, jemu też należy się dzień odpoczynku.” – pomyślał i zajął się ubieraniem.

Po 15 minutach postanowił upolować coś do jedzenia. Najlepiej naleśniki. Zebrał się jakoś do kupy i wyszedł z pokoju. Po drodze zajrzał piętro niżej, żeby obudzić podopiecznego. Jakież było jego zdziwienie, kiedy w pokoju Vitalija zastał sprzątaczkę.
- Eee, przepraszam, co pani tutaj robi?
- Sprzątam, a nie widać?
- No widać, ale zdawało mi się, że pani sprząta, kiedy nikogo nie ma w pokoju.
- A widzi pan tutaj kogoś oprócz mnie?
- No nie...
- Dokładnie. Ten pan, co tutaj urzęduje, pojechał gdzieś z panią spod 18-stki i jej znajomymi.
- Jak to pojechał?
- A co ja, wróżka jestem? Wiem tylko tyle.
- Dobrze, dziękuję.... – wyszedł. Troszkę go to zdenerwowało, ale no cóż, może po prostu wyszli na spacer. – A przepraszam, o której opuścili hotel?
- Kolo 7, zdaje się.
- Dziękuję. – to raczej nie był spacer. Wyciągnął telefon i, wycofując się z pokoju, znów wykręcił numer. Znowu nic. Szlag by to! Nie upilnował chłopaka... Uprowadzili mu gwiazdę!

XXIX

W końcu dotarli na miejsce. Po drodze minęli kilka małych plaż, ale oni cały czas prowadzili go dalej i dalej. Już chciał znów zapytać czy jeszcze daleko, ale przypomniał sobie groźbę z autobusu. Co prawda była mało aktualna, bo stąd nie miał jak wysiąść, ale nie wiadomo czy coś innego im do głowy nie strzeli. Lepiej iść w ciszy. Swoja drogą zastanawiało go, dlaczego milczą, przecież wcześniej gadali jak katarynki, jakby nie umieli się zamknąć. Może po prostu nie chce im się. Wciągnął powietrze. Już zdążył polubić ten zapach lasu i wody. Mógłby tak usiąść w cieniu i się stąd nie ruszać. Miał jednak przeczucie, że będzie lepiej...
- Ma ktoś olejek? – z zamyślenia wyrwał go głos Agaty.
- Oczywiście, że tak, bez olejka nie ruszam się na plażę. – odpowiedziała jej Gosia.
- A jaki masz? – zapytał ja Maciek – Jak zwykle ten kakaowy?
- No ba! Innego nie używam.
- No, jesteśmy na miejscu. – powiedziała Gabi, zrzucając torbę z ramienia.
Vitalij sie rozejrzal. W sumie to nie była plaża, a mała trawiasta wysepka. Całkiem spora i blisko do wody. Spojrzał na resztę, zaczynali się rozkładać. Po raz pierwszy tego dnia podziękował Bogu, że w okolicy nie ma zbyt wielu ludzi...

XXX

W Warszawie Siergiej odchodził od zmysłów. Jak tak można?! Zero wiadomości, jeżeli go porwali, to powinny być jakieś żądania! Tymczasem nic nie widać, nic nie słychać. Żadnej najdrobniejszej wiadomości. Od początku wiedział, że nie trzeba było tu przyjeżdżać. O Polakach dobrze mówią, że pijaki i złodzieje. Ale nieee, on musiał posłuchać tego głupka i przywieźć go tutaj. „To dla moich fanów” – mowił – „ Jestem im to winien, ciężko na ten koncert pracowali”. Trzeba było przyjechać, gotów był przecież krzyczeć i nogami tupać. „I masz teraz, te twoje wyjazdy.” – Siergiej nie mógł się powstrzymać od dziwnych myśli. – „A jeśli leży teraz Bóg wie gdzie, pobity, bezwładny... A jak nie żyje? Co ja mam teraz zrobić? Co ja fanom powiem?!”
- Nic nie powiesz... – odezwał się głos w jego głowie – Po co? Zaczekaj.
- A co z wywiadem? – Siergiej odpowiedział głosowi.
- Też nic. Nie męcz się, wszystko będzie dobrze.
- Jak to?!
- Tak to, luzik. Poczekaj do rana.
- Ocipiałeś chyba...
- Zważaj na słowa, tak se możesz do kolegi gadać, nie do mnie.
- Przepraszam, zdenerwowalem się. Vitalij nigdy tak nie znikał, to do niego niepodobne...
- A do Ciebie podobne, żebyś gadał sam do siebie i sam siebie opieprzał za słownictwo?
- W sumie...nie.
- No właśnie, wiec może przestaniesz? Bo na głos gadasz i ludzie na ciebie patrzą.
Siergiej odwrócił się. Faktycznie, to nie był dobry pomysł, żeby gadać do siebie, kiedy siedzi się w restauracji. Nawet, jeśli siedzi się nad drinkiem. „Kurza twarz, co ja w ogóle robię? Vitas zniknął, ja gadam do siebie, a przy okazji siedzę sobie w restauracji i drineczka pije. Sam ocipiałem...”
- O to to właśnie... – znów ten głos.
- Morda! – warknał Siergiej.
Głos zamilkł, a Siergiej wyszedł z restauracji hotelowej. Skierował się jednak nie na policję, a do pokoju. „Ok, poczekam...”

_________________
"Live your dreams it's not as hard as it may seem..."
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email MSN Messenger Nazwa Skype

PostWysłany: Nie Cze 29, 2008 19:50 Odpowiedz z cytatem
LaVieMystique
Kierowniczka chóru ;)
Kierowniczka chóru ;)
Dołączył: 19 Lut 2008
Posty: 3895
Skąd: Białystok




XXXI

Od godziny leżeli plackiem na ręcznikach. Rzucali tylko jakieś głupie uwagi względem siebie. Toczyły się niezobowiązujące rozmówki. Gośka jednak milczała w czasie tych słownych potyczek między przyjaciółmi. Zastanawiała się czy w telewizji teraz nie ma raportu o tym, że ktoś uprowadził znanego rosyjskiego artystę. „Może dobrze by było jednak napisać Siergiejowi, co jest grane...” – myślała. Już chciała się poderwać z ręcznika, kiedy przypomniała sobie, że ma rozwiązany stanik od stroju.
- ... Taaa, co ty nie powiesz. A ciebie to w domu głupotą karmią! – wyłapała jeszcze końcówkę rozmowy między Maćkiem, a Gabi. Ostatnie zdanie oczywiście należało do faceta.
- Ekhm... Przepraszam, że przeszkadzam w inteligentnych rozmowach, ale tak się składa, że poszukuję osobnika płci obojętnej, który mógłby zawiązać mi stanik. – powiedziała.
- U nas osobników ci pod dostatkiem, ale nie wiem czy znajdziesz jakiegoś płci obojętnej, tylko męskiej i żeńskiej niestety. Innych deficyt. – zauważyła słusznie Agata.
- W takim razie poproszę osobnika płci męskiej, gdyż żeńskiej także posiadają rozpięte co i niebądź.
- A na supeł, czy kokardkę? – zapytał Maciek.
- Na kokardkę.
- To zdejmuj, będziemy wiązać
- Spieprzaj!
- To może a... – powiedział Vitas, podnosząc się na łokciu. – Leżę najbliżej.
- Może i tak, lepiej żeby Maciek tego nie robił, bo on jest lepszy w rozwiązywaniu i zdejmowaniu.
- A skoro o zdejmowaniu mowa, widział już ktoś białego walenia? – zapytał Maciuś zrywając się z miejsca i błyskając zębami.
- O jaaaa.... – jęknęły wszystkie dziewczyny. – Znooowuuu.
- Ja nie widziałem. A co, ciąga się gdzieś po okolicy? – zapytał Vitas i zwrócił się do Gosi – Gotowe.
- Dzięki, mój rycerzu. – cmoknęła go w policzek i usiadła na ręczniku. – No to pokaż nam tego walenia. Może i oczy zobaczymy... – krzyknęła za Maćkiem, który już wbiegał do wody.

Gocha siedziała spokojnie. Nawet nie zauważyła, że po buziaku od niej Vitas troszkę poróżowiał na twarzy. Nie był gotowy na coś takiego. Wzięła go z zaskoczenia. Ale nie dał po sobie poznać, jak bardzo wstrząsnął nim mały przyjacielski całus. Spojrzał tylko na nią, ale ona wpatrzona była w taflę wody, w której zniknął przed sekundą Maciejka. A może nawet nie w nią. Patrzyła Bóg wie gdzie. E tam, nie będzie się przejmował, dopóki nie będzie wyraźnie w potrzebie. A teraz pora zobaczyć, o co chodzi z tym waleniem, bo coś mu się wydawało, że to kolejny z ich głupawych żartów...

Tymczasem Maciek wynurzył się z wody tyłem do nich i zanurkował spowrotem, ale wcześniej wypiął tyłek i ściągnął gacie. Ich oczom ukazał się biały waleń w całej okazałości.
- Miał oczy?! Miał oczy?! – krzyczał do nich chłopak, kiedy wynurzył się spowrotem, tym razem przodem do nich.
- Miał, miał, jak zawsze! – odkrzyknęła mu Ewa.
- Super. To jeszcze raz! Chodź Vitas!
Vitalik w tym czasie pokładał się ze śmiechu na swoim ręczniku. Nówka sztuka, nie śmigany, kupiony razem z reszta sprzętu plażowego na porannych zakupach. To nic, że był błękitny, ze słodkim misiakiem. Ważne, że był duży i mógł pomieścić dobre 180 cm chłopa.
- Ja? – zdziwienie przerwało jego nagły wybuch śmiechu, spowodowany nie tyle przedstawieniem w wodzie, co podekscytowaniem Macieja.
- Tak, ty. Chyba, że mamy tu jeszcze jakiegoś Vitasa.
- Nie wiem, może czai się gdzieś za drzewem, pójdę popytać.
- No chodź, nie marudź! – nalegał Maciek.
- Idź, nie wstydź się. Nie takie rzeczy widziałyśmy. A nikogo oprócz nas tu nie ma. – zachęcała go Gabi.
- Oj, wolałbym nie... – bronił się Vitalik.
- Zostawcie go, nie widzicie, że tchórzy? – wtrąciła się Gosia.
- Fakt, penia... – dodała Ewka, podchwytując plan Gosiaka.
- Ajj, cykor. – Agata dolała oliwy do ognia.
Maciek tylko stał w wodzie i czekał uśmiechnięty na efekty terapii psychologicznej dziewczyn.
- Nie jestem tchórzem! Dobra, same tego chciałyście! Idę. – po czym ruszył w stronę wody.
- Uuuuuaaaa! – zaczęły krzyczeć dziewczyny, zaczynając klaskać.
Chłopcy już się zanurzali, nie bacząc na doping z brzegu.

XXXII

W czasie, gdy plażowicze bawili się w najlepsze, Siergiej zdążył już wychylić butelkę whisky. Siedział w swoim pokoju przy zasłoniętych oknach. Niczym już nie przypominał tego wypoczętego kolesia, który rano wyszedł z pokoju w poszukiwaniu naleśników. Trzymał butelkę w jednym ręku, w drugim telefon. Dobrze, że chociaż głos się nie odzywał. Bał się jak cholera, ale co mógł zrobić. Na policję nie pójdzie, bo go wyśmieją. Tak mu się przynajmniej wydawało. Zostało mu tylko czekanie.
- Diabli nadali... – rzucił do siebie. Wstał, pociągnął ostatni łyk z butelki, postawił ją na stoliku pod oknem, żeby nikt nie mógł powiedzieć, że po pijaku bałagani i ruszył w stronę łóżka.
- Idę spać, może jak się obudzę koszmar minie... – walnął się w pościel i zasnął niezwykle szybko.

XXXIII

Andriej przebudził się koło 13. Usiadł na łóżku. Rozejrzał się po pokoju.
- Wot te na?! Oślepłem! Cholera, oślepłem! Nic nie widzę! – zaczął krzyczeć.
- Otwórz oczy głupku. – powiedział jakiś głos. Chyba kobiecy, w sumie to nawet znajomy. Otworzył najpierw jedno oko. No co, ciężko było je rozkleić. Zapuścił żurawia po pokoju. Łeb mu pękał. Zamknął otwarte oko i otworzył drugie. Przyszło mu to tak samo trudno jak z pierwszym. Znów się rozejrzał.
- Gdzie ja jestem? – spytał.
- W swoim pokoju, w hotelu. – znów ten głos. Teraz już wiedział na pewno, że kobiecy, ale cholibka, nie mógł sobie przypomnieć skąd go znał.
Zamknął oko, tym razem otworzył oba, prawie na raz. Wystąpiła tylko drobna rozbieżność w czasie, ale i tak było całkiem nieźle. Teraz przynajmniej zaczął dostrzegać zarysy kształtów w półmroku zasłoniętych kotar. Na stoliku pod oknem spostrzegł kilka pustych butelek po szampanie. „Olaboga, stąd ten łomot w czaszce” – pomyślał. Opadł ciężko na poduszki. Przy okazji zamachnął się i ciężka łapa opadła na czyjeś plecy.
- Job twoju... Co robisz, debilu? Myślisz, że tylko ciebie kac męczy? – po raz kolejny ten głos. Ale przynajmniej tym razem Adriej zlokalizował jego źródło. Podniósł się na łokciu. Przyjrzał się uważnie plecom obok siebie. Wąskie, delikatne, pieprzyk na ramieniu.
- Lidka?! – zdziwił się dość donośnie i od razu tego pożałował. Głos odbił się zwielokrotnionym echem w jego głowie.
- Nie, Kleopatra, królowa Nilu. Jasne, że Lidka. A co, nie pamiętasz już, jak mnie z lotniska odebrałeś? – dziewczyna wlepiła w niego wielkie zielone oczy, delikatnie przekrwione od nocnej „imprezki”.
Byczek powoli zaczynał sobie przypominać. Koncert Vitasa skończył się koło 21. O 21.30 byli już wolni, po rozdawaniu autografów. On sprawdził telefon i okazało sie, że miał 15 minut na dotarcie na lotnisko, żeby odebrać swoją dziewczynę. Zdążył, na szczęście. Później zadzwonił Siergiej, że ma dziś wolne. Więc troszkę popili. Nooo, właśnie. Pamięć wróciła całkowicie.
- Kochanie, tak sie cieszę, że jesteś. – powiedział przymilnie, żeby zatuszować wcześniejszą chwilową amnezję i pocałował ją delikatnie.
- Już dobrze... Wiesz, że na ciebie nie umiem się gniewać. – odpowiedziała i oddała mu pocałunek. Po chwili znikli pod kołdrą. Kac zniknął. Albo tylko przyczaił się gdzieś na chwilkę. Ale tego nikt nie wie, bo zakochanej pary nikt przez cały dzień nie widział.


XXXIV

Tymczasem na plaży zabawa trwała w najlepsze. Biały waleń w wydaniu Vitasa ożywił towarzystwo. Dziewczyny szybko wbiegły do wody. Bawili się jak dzieci w brodziku. Chlapali się wodą, próbowali ściągać z siebie stroje kąpielowe i kąpielówki. Najczęściej Maciejka rozwiązywał majtki od troju Agaty i Gabryski. Ale one nie miały nic przeciwko, bo odpłacały się ściąganiem mu z tyłka spodenek. Vitalij na początku nie bardzo chciał się bawić, ale kiedy napadły go cztery dziewczyny, musiał się odpłacić pięknym za nadobne. Męska duma nie dawała mu przegrać.

Zabawa jednak nie trwała zbyt długo. W końcu trzeba było wyleźć z wody. I tak pomarszczyli się od pasa w dół jak suszone śliwki. Legli w słońcu. Zadowoleni, wciąż się śmiejąc w głos.
- Ma ktoś coś jeść? – zapytała Agata.
- Mam kanapkę. – powiedziała Gabi.
- Ja mam 5 kanapek. Marysia jak usłyszała, że jedziemy nad wodę, to się przejęła i zrobiła kanapki. – poinformował Maciek.
- Pozdrów mamę od nas. – powiedziała Gosia.
- Nie ma sprawy, ucieszy się.
- I podziękuj jej za kanapki. – powiedziała Ewa częstując się jedną, wyciągniętą z jego plecaka.
- Mówisz do mamy po imieniu? – zapytał Vitalik.
- Tak jakoś wyszło. Ale jej to nie przeszkadza.
- Acha...
- A ja też się załapię na kanapkę, bo Agacia właśnie moją pałaszuje? – zapytała Gabi.
- No nie wiem. Nie zasłużyłaś... – powiedział Maciek.
- Jak to nie zasłużyłam?
- No nie nałożyłaś torby na twarz, dzieci się bały w autobusie, a i nas straszysz cały czas.
- Odwal się. Na trzy metry ode mnie! – powiedziała obrażona Gabrysia.
- To się odsuń. – odciął się zadowolony Maciuś.
- Właśnie, chciałem was o coś spytać, już od dłuższego czasu. – wtrącił się Vitas.
- Wal – powiedział Maciek, rzucając mu kanapkę. – Łap!
- Dzięki. Czy wy zawsze tak ze sobą rozmawiacie? Bo mam wrażenie, że tak...
- Przeważnie. – odpowiedziała na jego pytanie Gosia. – Bywa gorzej i bywa lepiej. Kiedyś Maciek powiedział mi, że ja i Ewa powinnyśmy mieć sądowy zakaz rozmów.
- Jak to?
- Oj, bo to cała historia jest. Nie chce mi się opowiadać.
- To ja opowiem. – zaoferowala się Ewa.
- Słucham! – ucieszył się Vitalij.
- Kiedyś, kiedyś, dawno temu, jak jeszcze razem mieszkałyśmy i jeździłyśmy razem na zakupy, była taka sytuacja. Wracałyśmy sobie z kerfura do domu. Gosia miała taki płaszczyk, że jak jej się szalik źle ułożył, to robiła się taka dziura między kołnierzem, a płaszczem. W czasie jazdy zauważyłam, że właśnie to się stało, zaczęłam więc poprawiać szalik i powiedziałam: „Weź ty schowaj tą dziurę!”, ona mi odpowiedziała: „Ja lubię pokazywać dziurkę!”. Po jakichś 3 minutach puściłam rurkę, której się trzymałam i wpadłam na Gochę, a ona to skomentowała tak: „Weź się nie puszczaj!”. Postanowiłam nie być dłużną i odpowiedziałam: „ Raz mi się zdarzyło, a ty wielkie halo robisz!”. Na to ona: „Tyle razy ci powtarzałam, żebyś się nie puszczała w autobusie...”, ja skończyłam myśl mówiąc: „... bo nie wiadomo na kogo trafisz!”. Rozmowy toczyły się dość głośno, bo obydwie miałyśmy słuchawki w uszach, więc musiałyśmy mówić tak, żeby się nawzajem słyszeć. Kiedy Gosia opowiedziała tą historię Maciusiowi, ten stwierdził, że jesteśmy zboczone i powinnyśmy dostać sądowy zakaz rozmów.
Vitas o mało nie zakrztusił się kanapką.
- Miał rację.
- Dzięki... – powiedziały razem Gosiak i Ewka.

_________________
"Live your dreams it's not as hard as it may seem..."
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email MSN Messenger Nazwa Skype

PostWysłany: Czw Lip 03, 2008 11:27 Odpowiedz z cytatem
LaVieMystique
Kierowniczka chóru ;)
Kierowniczka chóru ;)
Dołączył: 19 Lut 2008
Posty: 3895
Skąd: Białystok




XXXV

Dochodziła już 17, kiedy doszli do wniosku, że czas się zbierać. Wszyscy byli spieczeni jak raki. Postanowili odłożyć na następny raz wypad do klubu. Uradzili wspólnymi siłami, że przeczekają do rana u Ewki. Jej współlokatorek i tak nie było. Zaczęli się wiec pakować. Maciek zarzucił koszulkę na ramiączko plecaka. Miał tak czerwone plecy, że nie dał rady jej nałożyć. A plecak niósł za ramiączka w ręku. Vitas co prawda narzucił koszulę, ale plecaka też nie nałożył. Dziewczyny nie miały takich problemów, miały lekkie stroje, a do tego torby, więc czym się tu przejmować. Ruszyli z powrotem i o 17.20 siedzieli już w autobusie powrotnym.
- Bolą mnie plecy i ramiona... – jęczał Vitas, który nie dał rady oprzeć się. Dobrze, że chociaż siedzieć dał radę.
- W zadku lżej. – skomentowała Gabi. Ale sama też czuła, że trochę się spaliła. Ba, nie trochę, ostro się spaliła.
- Spokojnie, wszystkich coś boli. Poradzimy jakoś... – powiedziała Ewa.
- Okład z młodych piersi by się przydał... – zauważył Maciek.
- Oj, z tym będzie ciężko, też spalone, chyba że lubisz z chrupiącą skórką... – Agaty nadal trzymał się delikatny dowcip.
- Jak dojedziemy na 10-iny, to wysiądziemy na końcowym i wykupimy cały kefir z marcpolu, jak będzie za mało, pójdziemy do lidla. Zrobimy sobie kąpiele w kefirze. Plus, wysiądziemy przy trzech kłosach i zajdziemy do rossmana, tam zaopatrzymy się w ratunek po przedawkowaniu słońca. Zobaczycie, że za dwa dni będziemy pięknie brązowi. – błysnęła wiedzą Gosia.
- Przepraszam, powiedziałaś „kąpiele w kefirze”? – zdziwił się Vitalij.
- No... Tak. Chyba nie chcesz, żeby Ci skóra złaziła...
- Eee, dawno nie miałem takich problemów.
- No, a teraz masz. Spokojnie, zajmę się tobą. Ze mną nie zginiesz. – klepnęła go w udo.
- Ała! Dzięki. – zaczął się delikatnie trzeć w miejscu, gdzie go klepnęła.

Wysiedli na Sienkiewicza, tak jak zapowiedziała Gośka. Zaopatrzyli się w co trzeba. Trochę dziwnie na nich ludzie patrzyli, jakby w życiu nie widzieli osobników spalonych słońcem. A przecież to się często zdarza. Wyszli ze sklepu czytając etykietkę na kremie. Maciek czytał na głos, a Gosia tłumaczyła Vitalikowi. Trochę dziwnie to wyglądało, bo oboje mówili tak, jakby czytali bajeczkę dla dzieci. W każdym razie ruszyli w stronę przystanku.
- Jak ten swjat gna da przodu. Jeszczo kilka ljat temu wydaliby my fortunie na biljety, a tera ło, dobowe wprowadzili. – Gocha zaczęła wywód po polsku, wchodząc w „wioskowy akcent”. – Szpan na cało wioskie proszie ciebie!.
Kończąc zdanie uderzyła Vitalija lekko wierzchem dłoni w klatkę piersiową.
- Ajjj... – synkał – Szto? Nie rozumiem...
- Noo, szpan łostry, nie? – podłapał Maciejka.
- Nu, a co ty mysljał? Alie czeba uważać, bo nas zare sołtys z gminy wydali!
- O czym oni gadają? – próbował dojść Vitas, ale nikt nie był w stanie mu odpowiedzieć, bo tamta dwójka kontynuowała swoje wywody, a reszta pokładała się ze śmiechu.
- Ale co wy gadajo?! Uważajta, bo ludzi dziwnie patrzo. – weszła im w paradę Agata.
- A co mnie ludzie? Co to, łoni gadać nie umio po nasziemu? – Gośka wpadła w trans i nie chciała z niego wyjść.
- Ło a ty już by chciała, żeby wszyscy po nasziemu gadali! Nie każdy w te swojskie klimaty wprowadzony. – Maciek też nie miał dość.
- A wyjdź mnie z chaty! Znalaz się, wsie rozumy pozjadal! Siada lepiej, nie nerwuje! – powiedziała Gocha, wskazując mu miejsce na przystanku.
- Sama siada, ja haftobus sprawdze, bo siondziem, a łon pojedzie. – jak powiedział, tak zrobił.
- To dowiem się, o co chodzi? Bo tylko kilka słów zrozumiałem. – Vitalij dalej domagał się wyjaśnień.
- Ało jaki. Już by chciał wiedzieć! Nie ma tak dobrze! A szto ty mysliał? Że co tutej, Hamerika, że tumacze na każdym rogu stojo?! Niet! Tu Polska je, nie Hamerika. Tutej czeba sie samemu domyslieć, albo sie nie wie!
- Ok, nie to nie.
- I foch. – powiedziała Ewka. – Dobra, skończcie, bo na prawdę chłopak nie jarzy o co chodzi.
- Akiej. – uśmiechnęła się dziewczyna. – Co jest? Zły jesteś? – zwróciła się do Vitasa już po rosyjsku. A ludzie jeszcze bardziej się im przyglądali. Już się nie uśmiechali ukradkiem. Patrzyli z żywym zaineresowaniem.
- A zły, bo mówiliście po polsku i nic nie rozumiałem. Skąd mam wiedzieć, że nie o mnie rozmawialiście i nie wyśmiewaliście się ze mnie? – wybuchł i skrzyżował ręce na piersi.
- Oj, no nie gniewaj się, wiejski dialekt mi się włączył. Chciałam się troszkę z naszych śledzików pośmiać. Bo w naszych rejonach zaciąga się troszkę po białorusku. I tak gadaliśmy o niczym, nie o tobie.
- Nie wierzę...
- Ajj, misiek, nie jesteś pępkiem świata, wyobraź sobie. Nie wszystko kręci się wokół ciebie. A my mamy sporo tematów, na które możemy pożartować. – teraz to ona się wkurzyła. Wstała i podeszła do Maćka, który dalej stał przy rozkładzie autobusów.
- Obraziła się? – Vitalik zapytał Gabi, która usiadła obok niego na ławeczce.
- Gdzie tam, ona powie ci w twarz, co myśli i wszystko będzie normalnie, jeżeli ty się nie obrazisz.
- Ja się nie obraziłem... Miała troszkę racji. Przez tą sławę nabawiłem się czegoś takiego... Nie wiem, jak to określić.
- Kompleks narcyza. Spokojnie, przy nas ci przejdzie. Bo my nie pozwalamy nikomu się wywyższać. Jak próbuje, to go gasimy. Tacy już jesteśmy.
- Ok. Dzięki. Iść do niej?
- Nie, sama przyjdzie.

A jakże, przyszła. Uwieszona na Maćku, który obejmował ją w pasie.
- Szuja jesteś, wiesz? – zaczął, kiedy jeszcze byli dość daleko od ławeczki, na której siedziała reszta.
- Oo! A to nie nowość w sumie. Ostatnio często mi to mówisz.
- Bo nie chcesz na stałe wrócić.
- Życie. Nikt nie powiedział, że będzie lekko. Grunt, że jest przyjemnie.
- No nie bardzo. Przyjemnie jest, jak się widzimy wszyscy razem. Powiedziałem ci przed wyjazdem, że jak ciebie nie będzie, to posypie się. I masz. Spotykamy sie większym gronem tylko jak przyjeżdżasz. A właśnie, odwieziesz go i wrócisz?
- Kogo?
- No jego... – wskazał nieznacznie na Vitasa, rozmawiającego z Gabrysią.
- Nie wiem. Zależy jak ludzie zareagują na moją wiadomość na gronie.
- Szuja... – rzucił szybko i puścił ją. Byli już przy ławeczce. Usiadł obok Agaty.
- Też cię kocham. – Gosia zmrużyła oczy i przesłała mu buziaka. – Autobus mamy za 10 minut. – zwróciła się do reszty podróżników.

XXXVI

-Dobra, ale jak to będzie wyglądało. Wchodzimy do sklepu, zbieramy kefir z półki i wychodzimy? Kto za to zapłaci? – interesowała się Ewa. Byli przed wejściem do marcpolu.
- Mniej więcej tak, nie zapominaj o popcornie, napojach, czekoladzie i filmie. I niech będzie, że ja. – odpowiedziała Gośka. – Może jeszcze jakieś czipsy... – zastanawiała się na głos.
- To ja proponuję podzielić się na dwa obozy. Trójka ruszy do lidla, ograbić go z kefirów i napojów. – powiedziała Gabrysia.
- Masz łeb. Niech grupa uderzeniowa, z misją bojową „Lidl” zaopatrzy się tam także w kwadraciki szczęścia. Ok? – Gosia miała ogromną ochotę na czekoladę z orzechami.
- W co?
- W czekoladę schogetten, z orzechami, kanieszna!
- Aaa, nie możesz po ludzku?
- On zrozumiał! – wskazała palcem Maćka.
- Co palcami pokazujesz? Mama nie mówiła ci, że to nie ładnie? – Maćkowi dalej nie przeszedł nastrój z przystanku. Całą drogę się nie odzywał, patrzył tylko w okno.
- Wybacz mi panie! – ukłoniła się pięknie. – To jak się dzielimy?
- Ja idę do lidla, biorę Ewkę i Maćka. – poinformowała ją Gabriela.
- Akiej, to ja zabieram Agacię i Vitasa. Paszli!
- O co chodzi? – zapytał Vitalik. Znów mówili po polsku...
- Aaaa, kasy nie potrzebujecie? – zawołała Gośka za przyjaciółmi.
- Spoko, damy radę, jak coś, to będziemy dzwonić.
- Dobra, do zobaczenia na kwaterze!
- Mhm!
- To o co chodziło? – znów dopytywał się chłopak. – Gdzie oni idą?
- Dzielimy się na dwie grupy. My idziemy do marcpolu, oni do lidla. Spotkamy się w domu.
- Acha. Dobra.

Weszli do sklepu. Owiał ich przyjemny wiaterek prosto z dmuchawy przy drzwiach. Ruszyli w kierunku półek z nabiałem. Po chwili mieli już wózek całkowicie zapełniony kefirem. Poszli więc po popcorn. Oczywiście serowy, przy Gośce nikt nie miał prawa jeść innego. No, może jeszcze z masłem. Kluczyli wśród półek, Agata wrzucała do wózka wszystko, co wpadło jej w ręce, od chleba, przez pampersy, po psią karmę, przy tej ostatniej stwierdziła, że mają wziąć też czipsy. Reszta tylko odkładała produkty na miejsce.
- Ok, kierunek kasa. Ciekawe, jak się zapakujemy... – powiedziała Gośka.
- Damy radę. – rzuciła Agata.

Zapłacili za zakupy i ruszyli przed sklep. Gocha zatrzymała się jeszcze na chwilkę przy stoisku wypożyczalni. Pogadała chwilkę z kolesiem siedzącym za kompem. Jak zwylke sobie pożartowali i tak samo jak zwykle wzięła jakiś nowy horror. Ale tym razem wzięła też coś weselszego. Dobra komedyjka nie jest zła, zwłaszcza, kiedy ogląda się horror z osobą, która skacze i wrzeszczy, gdy tylko jest jakiś skok napięcia. Tak, mowa o Gabi. O dobrym musicalu nie było mowy, bo Agata zaraz zaczęłaby się wkurzać, że cały czas ktoś śpiewa. „O nie, a on znowu śpiewa! Przecież to żałosne jest!” – tak, to jej słowa. Zapłaciła i dołączyła do reszty.
Stali pod wejściem, próbując wyładować zakupy z wózka, kiedy pozostali przybyli z odsieczą, pchając wózek wykradziony z lidla.
- Państwo zamawiali taksóweczkę? – Maciek już miał lepszy humor.
- Eee, skąd macie wózek? – Vitalij patrzył na nich zdezorientowany.
- Z lidla. – odpowiedziała Ewa szeroko się uśmiechając i rozkładając ręce. – Cóż, urok osobisty czyni cuda, ochroniarz uległ delikatnej sile perswazji...
- A co, wypięłaś pierś? – zażartowała Gośka, przekładając zakupy.
- Nie, Maciek ściągnął spodnie!
- Brawo, jedyna umiejętność wykorzystana z pożytkiem dla ludzkości!
- Dzięki... – zasępił się chłopak.
- Oj, misiek... – Gośka pocałowała go w policzek. Reszta w międzyczasie uporała się z zakupami. Podreptali więc w stronę domu.

XXXVII

Droga minęła im nadzwyczaj szybko. Zawsze to lepiej, jak się pcha wózek, niż ciągnie torby. Zwłaszcza, że w dwóch reklamówkach, między zwałami kefiru poniewierały się puszki z Żuberkiem i Carlsbergiem. Słodki ciężar, jak to się mawia. Szkoda tylko, że byli tak popaleni. Pieczenie przyćmiewało im trochę udane zakupy. Pod klatką została im jedna rzecz do zrobienia. Uradzenie, kto odprowadzi wózek do sklepu.
- A nie możemy go zatrzymać? – zapytał Maciek.
- A wytłumaczysz to za mnie ochroniarzowi? – Ewka była sceptycznie nastawiona do tego pomysłu.
- Ja pójdę – zaoferowała się Gosia. Musiała przecież coś jeszcze załatwić.
- Pójdę z tobą. – powiedział Vitas.
- Nie.
- Dlaczego?
- Nie ważne, po prostu nie. – to powiedziawszy zabrała wózek i popędziła w stronę sklepu.

Zatrzymała się dopiero pod drzwiami. Ani razu się nie obejrzała. Ale miała pewność, że nikt za nią nie szedł. Nie, to nie i tyle. Wystarczy. Porządek musi być. Odstawiła wózek, pomachała ochroniarzowi i oparła się o parapet. Wyciągnęła z torby komórkę. Nie swoją oczywiście. „Błagam, niech nie będzie pinu. Błagam, niech nie będzie pinu.” – powtarzała w duchu włączając aparat. Ciut nie modlitwa. Jest! Nie było pinu. O-o... Posypały się smsy... Dobra, nie ważne, najważniejsze to napisać wiadomość. „Siergiej, jestem na wycieczce krajoznawczej. Nie denerwuj się. Nie było jak wcześniej napisać. Wracam rano. Pa!” – dobra, powinno wystarczyć. Cyk i koniec zabawy. Do rana...

Z lżejszym sercem pomaszerowała w stronę domu. Po drodze rozmyślała tak intensywnie, że mało nie wyrżnęła orła na chodniku.
- Ta jasne, cała ja. Wywalić się na prostej drodze... – skarciła się półgłosem.

XXXVIII

Nie ma to jak widok windy zapakowanej po brzegi kefirem. To musiało zostać uwiecznione. Po prostu musiało. Szybkie foto i po sprawie. Gabi schowała aparat do torby.
- O, właśnie, przypomniałaś mi. Mogę liczyć na otrzymanie zdjęć? – Vitalik przerwał na chwilę ładowanie.
- Tak, jasne. Zaraz je zrzucimy na kompa, popakujemy i wyślemy, gdzie tylko chcesz.
- Super. A tam są tylko zdjęcia z plaży?
- Nie, jeszcze z pociągu i z wczorajszej imprezy.
- Super. – ucieszył się Vitalij. Dawno nie miał fotek z żadnej imrezki. Czekajcie, fakt, on w ogóle dawno nie był na imrezce. Cały czas tylko praca i praca. Ciekawe, co powie Siergiej... Pewnie się wkurzy. Za to Andriej będzie żałował, że go nie było.

XXXIX

Bipp-bipp. Co za upiorny dzwonek. Człowiek tego pokroju powinien się zaopatrzyć w coś lepszego, a nie proste bipp-bipp. Ale Siergiejowi to wystarczyło. Chociaż teraz w ogóle pożałował, że nie wyłączył głosu. Chociaż z drugiej strony... Niechętnie wyłuskał się z pościeli. Spuścił nogi z łóżka i sięgnął po telefon. Szlag by to! Nie powinien był kłaść się spać od razu po wypiciu butelki. Teraz strasznie mu się kołowało we łbie i w dodatku dyńka tak go naparzała, że aż szok. Marzył tylko o tym, żeby samochody nie trąbiły mu w okno, a sprzataczka nie podłączyła silnika odkurzacza wprost do jego mózgu. I jeszcze ten, w mordę kopany, telefon! Wziął go do ręki i sprawdził, co się dzieje. Nie mógł uwierzyć własnym oczom! Aż się uszczypnął. Na wyświetlaczu widniało wyraźnie: VITAS. „No, skurczysynu, co ci do głowy przyszło?” – wcisnął przycisk odczytaj.
- Osz ty! Ja ci dam wycieczkę krajoznawczą! Niech no cię tylko dorwę. Odechce ci się znikać na cały dzień! Nie miałem jak napisać! A żeby cię!

XL

Torby z kefirami wynieśli na balkon. A co się miały walać w korytarzu. Lepiej żeby tam miejsce zawalały. Z resztą i tak długo tam nie postoją. Dobrze, że chociaż słońce już tak po oczach nie paliło, kefir nie skiśnie. Piwko schowali do lodówki, żeby się troszkę zmroziło, a popcorn strzelał w mikrofali. Czekali tylko na Gochę, później kąpiel w kefirze, jak tylko im wytłumaczy, o co z tym chodzi i filmik. A później lulu. Teraz siedzieli i ogladali jakieś głupoty w telewizji.

Długo czekać nie musieli. Jak tylko usiedli przed telewizorem, otworzyły się drzwi do mieszkania. Gośka zrzuciła buty i weszła do pokoju, trzymając się pod boki.
- Noo, to kto pierwszy do wanny? A i ile w ogóle mamy tego kefiru? Trzeba to jakoś sprawiedliwie podzielić...
- Mamy to liczyć? – zdziwiła się Agata – Na mózg ci padło?
- Trochę tak. Musimy policzyć, inaczej może zabraknąć komuś. A wątpię żebyście chcieli włazić w używany kefir...
- Ale jak to mamy zrobić?
- Szybko! – odparła Gocha z uśmiechem. – Podzielimy torby między sobą, policzymy zawartość toreb, a później wszystko do siebie dodamy i podzielimy na 6 osób.
- Matematyczka się znalazła... – Gabi ruszyła w stronę balkonu po część toreb.
- Czarodziejskie praktyki się przydają w życiu. Właśnie... Ciekawe, co tam u Czarodziejki. Macie jakieś wieści? Uczy dalej matmy?
- Ano uczy. Podobno nawet klasę z rozszerzeniem dostała. – odparł Maciek wynosząc torby z balkonu.
- Patrzcie ją. Awans, jak nic. Dobra, to liczymy. A później hop do wanny. Ponawiam pytanie, kto pierwszy?
- A można parami? – zapytała Agata z szelmowskim uśmieszkiem.
- Jeśli taka wasza wola. To co, Agacia pierwsza?
- Nie, proponuję najpierw panów wrzucić, bo najbardziej popaleni są.
Gośka spojrzała na dwóch mężczyzn i postanowiła.
- Po liczeniu nasz gwiazdor się rozbiera i wskakuje do wanny.
- Dlaczego ja?
- Bo ty jako jedyny wyglądasz jak rak po ugotowaniu i dodatkowo jutro masz wywiad. Nie marudź, bo zadzwonię do Siergieja. – pogroziła mu palcem.
- Dobrze, już dobrze. To liczmy. – powiedział i zgarnął kilka toreb.

_________________
"Live your dreams it's not as hard as it may seem..."
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email MSN Messenger Nazwa Skype

PostWysłany: Sob Lip 26, 2008 22:02 Odpowiedz z cytatem
LaVieMystique
Kierowniczka chóru ;)
Kierowniczka chóru ;)
Dołączył: 19 Lut 2008
Posty: 3895
Skąd: Białystok




XLI

Podzielili kefir po równo, żeby nie było. Co do ostatniej kropelki. Gośka wlała działkę Vitasa do wanny i wyszła z łazienki, żeby zrobić mu miejsce. Wszedł, rozejrzał się i z niemrawą miną zapytał:
- I co, teraz tak po prostu? Do wanny?
- No tak, hop - siup i po sprawie. Tylko za uszami się wyszoruj! – pogroziła mu palcem.
- Dobra, ale jak to później spuścimy? W ogóle ile mam tam siedzieć?
- Eee, tego jeszcze nie opracowałam...
- Dzięki, czyli będę tu do usranej śmierci siedział...
- No nie do końca. Tyle czasu nie mamy, ale jakieś 15 minut, to pewnie tak.
- Przynajmniej jednego się dowiedziałem..
- No widzisz! To wskakuj, a ja za sekundę ci ręcznik przyniosę. – zamknęła drzwi i nucąc jakąś melodyjkę podreptała do dużego pokoju.

- Dostanę dla niego jakiś ręcznik?
- Dla kogo? – spytała Ewa odrywając oczy od telewizora.
- Dla Vitalika oczywiście, chyba będzie musiał się czymś wytrzeć, przecież nie zliżemy mu kefiru z ciala...
- Ja mogę polizać, czemu nie. Niezły jest. – wtrąciła się Agata, puszczając Gośce oko.
- Taaa, jest... – dodała rozmarzonym głosem Gabi.
- Co nie zmienia faktu, że obiecałam mu ręcznik. Dostanę jakiś? – przerwała ich marzenia Gośka.
- Tam gdzie zwykle. – odpowiedziała jej krótko Ewa i znów wpatrzyła się w telewizor.
- Dzięki. Zaraz wracam. – ruszyła w stronę łazienki.

- Halo, jest tam kto? Nie utopiłeś się? – powiedziała stając blisko drzwi.
- Jestem, jestem, możesz wejść.
- Jesteś pewien? Bo jak wejdę, a ty bedziesz goły, to oślepnę i nie bedziesz wiedział jak wrócić do domu.
- Wchodź, nie marudź i nie denerwuj.
Wzruszyła ramionami i weszła do środka. Vitalik pluskał się w najlepsze w wannie. Zakryty od pasa w doł. Niestety.
- Ręcznik dla jaśnie pana.
- Dzięki. Powiedz mi, co mam teraz robić?
- Starać się pokryć jak największą część ciała kefirem...
- Pomożesz mi z plecami?
- Po co? Możesz się przecież położyć i na to samo wyjdzie, a nawet jeszcze lepiej.
- Fakt... Dobra, to dasz mi znać, jak będę miał wyjść?
- Jak nie zapomnę... Pa. – wyszła.

Po drodze zajrzała do kuchni, gdzie Maciek ogarniał jedzonko.
- Jak idzie, Słonko?
- A w miarę, popcorn gotowy. Trzy miski nawet. Tylko z kanapkami się trochę męczę.
- Pómoc ci? A w ogóle, znaleźliście piwko?
- Napój bogów się chłodzi, zacna niewiasto. Dziękuję za żubry. My wzięliśmy tylko carlsbergi.
- Kupowaliście piwo?
- No tak, lepiej dmuchać na zimne.
- Jasne, tak. Tym lepiej dla nas. To dawaj tą deskę, teraz ja stoczę batalię z pomidorem. Pociacham go tak, że rodzona matka go nie pozna!

XLII

Piętnaście minut później, kiedy pomidor był całkowicie zmasakrowany, a jego los podzieliła także szynka, ser i ogórek, o sałacie nie ma mowy, bo ona i tak w liściach jest, a kanapki były gotowe, Gocha przypomniała sobie o tym, że miała wyciągnąć Vitasa z wanny.

Przerywając więc niezwykle inteligentną rozmowę z Maćkiem, poczłapała do łazienki. Zapukała... Nie było odpowiedzi. Zapukała więc jeszcze raz, troszkę bardziej natarczywie. Dalej cisza. Niewiele więc myśląc wparowała do łazienki. Zastała Vitalika leżącego spokojnie na pleckach z zamkniętymi oczami. Kefiru niestety nie wystarczyło na zakrycie niektórych części ciała. O nogach mowa oczywiście. Podeszła do niego i szarpnęła za ramię.
- Jeszcze chwilka Andriej.
- Wstawaj! Co to za spanie?!
- E, co? Gdzie ja jestem? – zapytał Vitas otwierając oczy.
- W wannie. Swoją drogą, co ty masz za melodie do spania w wannie? Już drugi raz cię przyłapałam.
- Nie wyspałem się w nocy, a ten kefir tak fajnie chłodzi... – powiedział jej rozmarzony Vitalij i zamknął oczy.
- O nie mości panie, wstajemy! Inni też chcą skorzystać! – rzuciła w niego ręcznikiem.
- Poważnie mówię, jak chcesz, to się przyłącz...
- Nie dzięki, ta wanna jest za mała dla nas dwóch. – zakończyła rozmowę mówiąc w „westernowskim” stylu.

XLIII

Vitalik siedział na kanapie w ręczniku okręconym na biodrach. Jego miejsce w łazience zajął Maciejka. Nikt nie znał sposobu, jakim Gosia opróżniła wannę z białej brei, ale jej się to udało, więc nie ma co narzekać. Gabi z Ewą i Agatą wyszły na balkon, żeby zapalić. A Gośka polazła szukać kremu po opalaniu dla Vitasa.
- Gochaaa! Długo jeszcze? Zimno mi!
- Nie marudź, już idę.
- I co mam z tym zrobic? – zapytał odbierając butelkę od dziewczyny.
- Zjeść... Chyba jasne, że się posmarować.
- Spokojnie, tak tylko pytam. – otworzył tubkę i zaczął smarować ręce.
- Eee, tutaj się będziesz smarował?
- A co, ręce się nie liczą? Od razu nogi?
- Nie o to mi chodzi... Idź do drugiego pokoju, co jak ci ręcznik spadnie? Przecież tego nie przeżyjemy...
- A, o to chodzi... Ale jedna sprawa.
- Jaka?
- Tym razem nie możesz odmówić.
- Mów, nie denerwuj.
- Plecy mi posmaruj. Teraz nie mam jak się w kremie położyć...
- Dobra, daj ten krem. I idziemy do mojego pokoju.
- Tak od razu, bez żadnego wstępu? – uśmiechnął się zawadiacko.
- Tak, bez mydła z tym pojedziemy. Idź. – klepnęła go w tyłek.
- Już się robi mamo... – uśmiechnął się ciepło i ruszył przodem.
Gosia tylko się uśmiechnęła do siebie, pokręciła głową i powlokła się za nim.

XLIV

Dziewczyny staly na balkonie, odwrócone twarzami w stronę okna do pokoju. Wolały nie ryzykować odwracania się w stronę sąsiedniego bloku. Dokładnie widziały co się dzieje w dużym pokoju. Gdakały więc jak najęte.
- Ta dwójka ma się ku sobie. Nie ma to tamto. – stwierdziła Ewka.
- Szkoda, niezła z niego dupa. Sama bym się za niego wzięła. – skomentowała Agata.
- Nie tylko ty. – dorzuciła Gabi.
- Ja mówię o nich. Skoro ich do siebie ciągnie, to możemy im kilka dogodnych sytuacji stworzyć. – ciągnęła dalej Ewa.
- Już wy kiedyś chciałyście potworzyć i gówno wam z tego wyszło. – zauważyła słusznie Agacia.
- Ta, ale z tobą niczego nie można z góry planować. – Gabi się broniła.
- Właśnie, z tobą nigdy nic nie może wyjść, bo ty się różnie zachowujesz. Nie patrz tak na niego! To nie kawał mięcha, tylko człowiek!
- Oj, nie mogę się powstrzymać. Seksi wygląda w tym ręczniku.
- Ej, gdzie oni idą? – Gabrysia się zaniepokoiła.
- Nie wnikaj, dorośli są...
- Wolałabym żeby nie kombinowali przy nas. Zwłaszcza jak Maciej jest w domu.. – zauważyła trzeźwo Agatka.
- Spoko, mieli krem po opalaniu, pewnie poszła mu pokazać gdzie ma się zabunkrować, żeby nikt mu nie przeszkadzał.
- Jak tylko wyjdzie, to zaraz wyciągnę Gochę na pogadankę.. – Gabi ruszyła w stronę drzwi balkonowych. Ale Ewa w porę zastąpiła jej drogę.
- Nigdzie nie pójdziesz, bo zaraz pochrzanisz wszystko.
- Ojs już naprawdee...
- PRZESTAŃ! – krzyknęły na raz Ewka i Agata.

XLV

- No kładź żeś się w końcu! Jak mam ci te plecy posmarować, jak łazisz po całym pokoju?
- Już się kładę. Ale masz tu sporo fajnych rzeczy... Ta latająca świnia jest boska! – niemalże podbiegł do zabawki wiszącej u sufitu.
- Rzucasz się jak smród po gaciach! Kładź się natychmiast, albo wyhoduj sobie trzecią rękę na plecach, żeby ci je posmarowała! – zaczęła się niecierpliwić Gośka.
- Już dobrze, nie denerwuj się. Złość piękności szkodzi. – to powiedziawszy podszedł do łóżka i położył się na brzuchu. Gosia wycisnęła sporą ilość kremu na dłoń, roztarła ją delikatnie wspomagając się drugą dłonią i przyłożyła obie ręce do pleców Vitalika.
- Aaaa! – krzyknał.
- No co jest? Myślałam, że jesteś twardszy...
- Ale to jest przeraźliwie zimne!
- Trudno żeby wrzało.
- No tak, ale mogłabyś być delikatniejsza. Kobietą w końcu jesteś.
- Podobno...
- To znaczy? – Vitas uniósł się trochę i odwrócił.
- Nic, żartowałam. Kładź się, bo cię siłą przyduszę.

Położył się, a ona jeszcze raz przyłożyła mu ręce do pleców. Tym razem odrobinkę delikatniej. Zaczęła wcierać krem. Szło trochę opornie, bo gęsty był, ale dała sobie radę. Najważniejsze, że pacjent nie jęczał. Prawdę powiedziawszy, pomrukiwał troszkę, jakby mu ktoś dobrze robił. Kiedy już jego plecy nie były całe białe, tylko delikatnie zaróżowione, doszła do wniosku, że wystarczy, a reszta sama się wchłonie. Zabrała się więc do wyjścia. Vitalik pozbawiony przyjemności masażu podniósł głowę.
- Co? Już?
- No tak, a co chciałeś, żebym Ci do jutra krem wsmarowywała?
- No nie, ale to przyjemne było...
- Będziesz miał okazję się odwdzięczyć, jak wyjdę z wanny.
- Ja?! – spytał zdziwniony.
- Nie, Duch Święty. Oczywiście, że ty. Chyba, że nie chcesz. – ostatnie zdanie wypowiedziała uśmiechając się tajemniczo.
- Nie, no ok, mogę ci pomiziać plecy.
- To dobrze. A teraz smaruj resztę, a ja idę Maćka wyciągnąć.

_________________
"Live your dreams it's not as hard as it may seem..."
Ogląda profil użytkownika Wyślij prywatną wiadomość Wyślij email MSN Messenger Nazwa Skype

Wysłany: Sob Lip 26, 2008 22:02
Reklama





 Napisz nowy temat  Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi  
  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

POLSKIE FORUM FANÓW VITASA  

To forum działa w systemie phorum.pl
Masz pomysł na forum? Załóż forum za darmo!
Forum narusza regulamin? Powiadom nas o tym!
    Powered by Active24, phpBB © phpBB Group. Designed for Trushkin.net | Themes Database